
Plusy i minusy po meczu z FC Lugano
Mikołaj Ciura, źródło: Legionisci.com
Legia Warszawa przegrała swój pierwszy mecz w tej edycji europejskich pucharów, ulegając FC Lugano 1-2. O ile w pierwszej połowie gra legionistów wyglądała dostatecznie, to w drugiej kompletnie siadła. "Wojskowi" popełniali masę błędów, które skończyły się fatalnie. Zapraszamy na oceny, jakie wystawiliśmy legionistom za ten mecz.
{VIDEOAD}
Gabriel Kobylak - Golkiper Legii wybronił w tym spotkaniu tak naprawdę wszystko, co mógł. Błysnął dużą skutecznością przy obronie strzałów z dystansu, ale wybronił także aż 5 celnych strzałów z pola karnego. Pierwszą trudniejszą interwencję wykonał w 18. minucie, gdy zasłonięty, zbił do boku strzał z dość dużej odległości. W 66. minucie dobrze piąstkował przy próbie Renato Steffena sprzed pola karnego. Uderzenie skrzydłowego Lugano wybronił również w 80. minucie, kiedy ten wychodził praktycznie sam na sam z nim i zdecydował się na strzał ze skraju "szesnastki". Niezrozumiałe dla mnie jest zwalanie winy na Kobylaka za stracone bramki. Przy pierwszym golu i dośrodkowaniu z rzutu rożnego był ustawiony na dalszym słupku, nie miał szans, wyjść do tego dośrodkowania, zaufał obrońcom, a potem już nie mógł zdążyć z robinsonadą. Przy drugim trafieniu początkowo świetnie wybronił strzał Kacpra Przybyłki z bliskiej odległości, zrobił wszystko, by była to skuteczna interwencja, wybijając piłkę jak najbardziej do boku i przecież nie mógł spodziewać się, że jego koledzy z drużyny po raz kolejny kompletnie zgubią krycie. Młody golkiper przez cały mecz robił wszystko, by stracić jak najmniej bramek.
Paweł Wszołek - Był jedynym z zawodników z pola, którego można pochwalić. Grał na długości całego boiska, biegał po prawej stronie wzdłuż linii, ale momentami zostawał również w ataku, by pomagać kolegom w pressingu. Zachował się fenomenalnie w 11. minucie, gdy najpierw zebrał piłkę na własnej połowie, pociągnął akcję i po zagraniu do Kacpra Chodyny, poszedł za nią, a później wyłożył piłkę w polu karnym idealnie do Marca Guala. Tylko skuteczna interwencja golkipera zabrała mu asystę. W defensywie również ciężko było go przejść, wygrywał z rywalami większość pojedynków. Widać było, że Lugano nie spieszyło się do atakowania jego stroną, bo wiedziało, że będzie zdecydowanie trudniej o skuteczne rozwiązanie. Był silny i zdecydowany, choć przy drugiej straconej bramce tego zdecydowania zabrakło i to przekreśla całkowicie pozytywną ocenę jego występu. Stracił na moment czujność, nie zagrał do końca, bo myślał, że rywal jest na pozycji spalonej i odpuścił jego krycie, co skończyło się stratą bramki i ostatecznie porażką. Skutki tego błędu są bardzo bolesne, a tak doświadczony zawodnik jak Wszołek, szczególnie w takich sytuacjach, powinien pamiętać, że gra się do gwizdka sędziego i trzeba utrzymać koncentrację dopóki on nie wybrzmi.
Radovan Pankov - Serb był stabilny i skuteczny w defensywie. Dobrze się ustawiał, skracał rywalom pole gry, czym uniemożliwiał skuteczne rozegranie, choć czasem zdarzało mu się popełniać w tym elemencie błędy, przez co zostawiał zbyt wiele wolnej przestrzeni. Generalnie w obronie był jednak efektywny, wygrywał sporo pojedynków i wykonał kilka kluczowych odbiorów. To byłby naprawdę pozytywny mecz w jego wykonaniu, bo przecież przy straconych golach nie miał żadnej winy, nie mógł zrobić nic więcej, jednak w samej końcówce kompletnie stracił panowanie nad sobą. Najpierw niepotrzebnie faulował rywala w środku pola, jednak nie zgadzał się z decyzją sędziego, co dosadnie chciał mu wytłumaczyć. Za oba zdarzenia otrzymał po żółtej kartce, co skończyło się wyrzuceniem z boiska, a także wykluczeniem z ostatniego meczu w fazie ligowej. Jak wiemy, Serbowi w zeszłym tygodniu wydarzyła się tragedia rodzinna. Być może nie poradził sobie z emocjami, które w nim buzowały. Szkoda, bo jego strata w Szwecji może być bardzo bolesna.
Ryoya Morishita - Szczególnie pierwsza połowa była dobra w wykonaniu Japończyka. Był aktywny, to on głównie rozprowadzał i przyspieszał akcje drużyny. W 11. minucie skutecznie poszedł za akcją, dobrze ustawił się w polu karnym i złożył do dobitki "szczupakiem", zdobywając swoją czwartą bramkę w ostatnich 5 meczach. W 22. minucie pociągnął kontrę lewą stroną, zszedł do środka boiska i uderzył technicznie na bliższy słupek z dość sporego dystansu, jednak odkręcająca się w ostatnim momencie piłka minimalnie minęła bramkę. Po takich akcjach wydawało się, że Morishita może poprowadzić Legię do zwycięstwa. Niestety, nic bardziej mylnego. Z minuty na minutę jego dyspozycja gasła, stał się niestaranny, tracił mnóstwo piłek po niecelnych podaniach, przegranych pojedynkach czy nieskutecznych dryblingach. Ostatecznie złożyło się to na największą liczbę strat z całej drużyny. Te pierwsze 30 minut sprawia jednak, że nie można ocenić go całkowicie negatywnie.
Bartosz Kapustka - Kapitan "Wojskowych" kompletnie przeszedł obok tego spotkania. Znacznie częściej można było zobaczyć go w defensywie niż w ofensywie, do której nie podłączał się zbytnio nawet w kontratakach. Tu można wysnuć jeden pozytyw, bo w zadaniach obronnych Kapustka nie radził sobie źle, potrafił powstrzymać rywali i odbierać im futbolówkę. To co jednak potem z nią robił, w większości sytuacji było po prostu karygodne. Gdy próbował wyprowadzać ją sam, zazwyczaj po kilku sekundach tracił piłkę. Gdy próbował momentalnie rozegrać ją do innego z kolegów, piłka lądowała pod nogami któregoś z przeciwników. Mimo że w pomeczowej wypowiedzi "Kapi" powiedział, że to nie brak sił był problemem, z każdym kolejnym meczem widać po nim, że fizycznie jest coraz gorzej i odbiło się to też na jego czwartkowej dyspozycji. Karygodne było również jego zachowanie z końcówki meczu, gdy w 83. minucie w bezsensowny sposób, przy polu karnym przeciwnika, ostro zaatakował rywala wślizgiem, za co zobaczył żółtą kartkę, eliminującą go z meczu z Djurgårdens IF. Wiadomo, że Kapustka specjalnie nie myślał o tym, że jest zagrożony, ale czy w ogóle, jako kapitan i lider, w jakiejkolwiek sytuacji powinien się tak zachować i popuścić swoje emocje?
Luquinhas - Beznadziejny mecz w wykonaniu Brazylijczyka. Nie wychodziło mu w nim kompletnie nic. Tracił masę piłek, przegrywał praktycznie wszystkie pojedynki, nie potrafił utrzymać się w nich na nogach, a z piłką przy sobie nie potrafił zrobić niczego. Nawet kiedy coś już mu wyszło, wiadomo było, że zaraz skrzydłowy straci piłkę, poda niecelnie albo asekuracyjnie do tyłu, zwalniając akcję. Tak było przed pierwszą straconą bramką, gdy Luquinhas najpierw świetnym wślizgiem odebrał piłkę przy własnym polu karnym, by kilka sekund później stracić ją na rzecz tego samego rywala i doprowadzić ostatecznie do stałego fragmentu gry. Wiadomo, nie można mówić, że to przez niego ta bramka padła, ale po części tak, bo nie powinien zachowywać się w taki sposób przy swojej "szesnastce". Próbował również kilku strzałów z dystansu, jednak był kompletnie nieskuteczny. Długo zapamiętany będzie jego strzał z 32. minuty, kiedy w dogodnej okazji, niepilnowany w polu karnym, chciał uderzyć technicznie, a posłał piłkę na górne trybuny Żylety. Zaskakujące jest, czemu skrzydłowy nie został zmieniony w trakcie tego meczu i przebywał na boisku do samego końca.
Steve Kapuadi - Przez znaczną część pierwszej połowy wydawało się, że Kapuadiemu nie będzie można nic zarzucić. Był bardzo pewny, skoncentrowany i ciężko było go przejść. Pokazywał również dużo luzu, swobody przy piłce gdy był naciskany przez rywala czy rozegraniu. Przyszła jednak 40. minuta i zaburzyła wszystko. Kapuadi przy wrzutce z rzutu rożnego kompletnie zignorował znacznie niższego od siebie Mattię Bottaniego, którego miał przed sobą, nie zdecydował się go pokryć i ten kompletnie niepilnowany wbił piłkę do siatki. W drugiej połowie koncentracji w poczynaniach Francuza było dużo mniej, często zostawiał wiele przestrzeni za swoimi plecami. Przy drugim straconym golu dał się wyprzedzić w polu karnym Kacprowi Przybyłce, stracił jego krycie, a napastnik uderzył z bliskiej odległości na bramkę, co w ostatecznie zakończyło się zwycięską bramką dla gości. Kapuadi przed meczem został określony "luźnym gościem" i w tym spotkaniu tego luzu miał aż nadto.
Marc Gual - Po pierwszych 15-20 minutach wydawało się, że to może być dobry mecz w wykonaniu Hiszpana. Aktywnie uczestniczył w rozgrywaniu, przyspieszał ataki grą tyłem do bramki, a także szedł za nimi i szukał swojego miejsca w polu karnym. To zaowocowało w 11. minucie, gdy odebrał dogranie Pawła Wszołka, uderzył z pierwszej piłki i choć golkiper wybił piłkę na poprzeczkę, to i tak później padła bramka. Gual bardzo dobrze złożył się do tego strzału i nie mógł zrobić nic więcej. Po tej krótkiej fazie meczu Hiszpan znów stał się bezproduktywny, drażnił oczy kibiców swoją grą, tracąc piłkę w dziecinny sposób i niepotrzebnymi próbami indywidualnej zabawy. Zaczął schodzić aż za nisko, przez co coraz rzadziej pokazywał się do podań pod bramką rywala. Wiadomo, że starał się pomóc drużynie w jakimś skutecznym rozegraniu akcji, ale wychodziłoby to, gdyby potrafił celnie podać czy odegrać. Hiszpan gra coraz bardziej chaotycznie i bez żadnego pomysłu.
Kacper Chodyna - Podobnie jak w przypadku Guala, jakaś część pierwszej połowy była w jego wykonaniu przyzwoita. Uczestniczył w akcji bramkowej, gdzie dobrze pokazał się do podania na prawym skrzydle i przytomnie, w idealnym momencie odegrał prostopadle piłkę do Pawła Wszołka, czym mocno napędził ostatnią fazę tego ataku. Generalnie dobrze funkcjonowała w tamtym momencie jego współpraca z prawym obrońcą, a duża część akcji Legii przechodziła przez prawą stronę. Po czasie jednak coś się popsuło i o skutecznej grze Chodyny nie było już słychać. Przegrywał praktycznie każdy pojedynek, potykał się o własnego nogi, a od pewnego momentu, gdy piłka kierowana była w jego stronę, wręcz wiadomym było, że zaraz nastąpi strata. Chodyna gra zdecydowanie zbyt łagodnie, brakuje w jego poczynaniach jakiejś dozy agresji, ostrzejszego podejścia do pojedynków z rywalami. Nie widać w nim kompletnie żadnych emocji. Brak formy skrzydłowego naprawdę zaczyna martwić, bo nie ma kogoś, kto mógłby posadzić go na ławce. Zszedł z boiska w 81. minucie.
Patryk Kun - Na pewnym poziomie samo bieganie i trzymanie się przydzielonej pozycji nie wystarczy. Szczególnie, gdy zastępujesz tak aktywnego zawodnika, jakim jest Ruben Vinagre. Niestety, taki był występ Kuna - nie próbował ryzykować, wychodzić poza lewą obronę i rzadko podłączał się do ofensywy. Generalnie w akcjach ofensywnych, i nie tylko, wyglądał na bardzo mocno zagubionego, nie umiał znaleźć swojego miejsca w niektórych sytuacjach. W defensywie miał ciężką przeprawę, grając naprzeciwko Renato Steffena, a z minuty na minutę jego skuteczność w pojedynkach ze Szwajcarem zaczęła spadać, dawał się wyprzedzać, pozwalał na dośrodkowania i strzały. Po części uczestniczył przy stracie dwóch bramek. W pierwszej sytuacji nie można zrzucić winy na niego, wykonał skuteczny wślizg przy własnym polu karnym, ratując Luquinhasa, jednak piłka wyszła na rzut rożny, który zakończył się golem. Zdecydowanie więcej pretensji można mieć do niego za faul, który doprowadził do rzutu wolnego i w konsekwencji drugiej straty bramkowej. Choć w wypowiedzi pomeczowej Kun stwierdził, że to rywal wbiegł w niego i sytuacja rzeczywiście była stykowa, jednak na powtórkach widać, że boczny obrońca zrobił ruch do atakującego i rzeczywiście przewinienie było bardziej po jego stronie. Ze Szwajcarami Kun nie dowiózł, oby inaczej było przeciwko Szwedom.
Jurgen Celhaka - Być może rola Celhaki jako zmiennika była jeszcze ważniejsza niż Kuna. Wygranie środka pola było bardzo istotne, w czym Albańczyk miał pomóc, szczególnie grą w destrukcji. To jednak kompletnie mu się nie udało. Zostawiał mnóstwo przestrzeni, nie ustawiał się dobrze i gubił krycie. To odbiło się m.in. przy stałym fragmencie gry w 40. minucie, gdy nie krył nikogo, nie skorygował swojej pozycji, a zza jego pleców wybiegł zawodnik, który zdobył bramkę. Takie ustawienie defensywnego pomocnika jest po prostu bezsensowne i karygodne. Poza stabilizacją w środku pola i obronie, nie zapewniał - tak jak Rafał Augustyniak - również rozegrania i skutecznego podłączenia do ofensywy, przyciśnięcia rywala. Dodał natomiast mnóstwo chaosu, strat piłki i niedokładnych podań, bo nawet kiedy już udało mu się wykonać dobry odbiór, to zaraz oddawał futbolówkę wprost do nóg rywala. Został zmieniony w 71. minucie.
Zmiennicy
Sergio Barcia - Wszedł na murawę w 71. minucie. Został ustawiony na eksperymentalnej pozycji defensywnego pomocnika. Nie wyróżniał się na niej niczym, ale też w porównaniu do Jurgena Celhaki, którego zmienił, nie popełnił żadnego błędu. Choć akcje Legii nie były intensywne, to widać było, że jakość jego podań jest lepsza niż Albańczyka. Momentami trochę szwankowało jego ustawienie, mógł to robić lepiej, co pokazuje, że jeszcze nie do końca czuje tę pozycję. Eksperymenty w ostatnim meczu w roku, jeszcze tak ważnym w kontekście ostatecznych rozstrzygnięć w europejskich pucharach, nie są wskazane, ale wydaje się, że Barcia, nawet na nie swojej pozycji, może dać więcej jakości niż piłkarz, którego zmienił.
Tomas Pekhart - Pojawił się na boisku w 81. minucie. Grał zbyt krótko, by ocenić jego występ.
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:



NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!