✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Od wielu lat podczas meczów Legii, które zbiegają się czasowo z kolejnymi rocznicami wybuchu Powstania Warszawskiego, pamięć o Bohaterach stolicy jest wyjątkowo silnie podkreślana. Wielokrotnie na trybunach mogliśmy podziwiać okolicznościowe oprawy, które nawiązywały do tego bolesnego okresu w historii naszego miasta. Wypada przypomnieć chociażby ubiegłoroczną choreografię, która odbiła się szerokim echem w zasadzie na całym świecie, a która przedstawiała niemieckiego żołnierza przystawiającego broń do głowy bezbronnego dziecka. Nie inaczej było w sobotę, kiedy „Wojskowym” przyszło zmierzyć się przy Łazienkowskiej z gdańską Lechią.
Przed meczem przy wejściach na stadion przedstawiciele Fundacji Legii zbierali pieniądze na rzecz Powstańców, ich rodzin oraz na opiekę nad grobami i miejscami pamięci związanymi z II wojną światową. Cieszy to, że puszki niemalże pękały w szwach. Praktycznie nikt nie przechodził obojętnie i wrzucał do nich choćby symboliczną złotówkę. Brawo!
Tego dnia na Estadio WP mieliśmy zaszczyt przywitać specjalnych gości. Byli nimi oczywiście Powstańcy, którzy spotkanie z gdańszczanami oglądali z perspektywy loży centralnej stadionu. Wcześniej jednak na murawie zostali uhonorowani dyplomami od klubu, a sami przekazali Stowarzyszeniu Kibiców Legii Warszawa medale za pamięć. Z kolei dzieci szlifujące swoje talenty w Legia Soccer Schools ustawiły się na boisku w specjalny sposób, tworząc „żywą” kotwicę, co wyglądało naprawdę efektownie. Kilka razy z trybun niosło się gromkie „Cześć i chwała Bohaterom!”, połączone z żywiołowym aplauzem zgromadzonej w obiekcie publiczności. Co ciekawe, nie tylko my byliśmy inicjatorami tych podniosłych okrzyków. Lechiści również je intonowali, za co otrzymali należne im brawa.
Nie obyło się jednak bez wymiany wzajemnych „uprzejmości”. „Gdańska k..., aejaejao” czy „Lechia Gdańsk! K..., szajs!” to główne i często powtarzane przyśpiewki, które kierowaliśmy w stronę sektora zajmowanego przez Pomorzan. W momencie odśpiewywania przez nas „Mistrzem Polski jest Legia!” z góry „Żylety” zaczęto rozwijać sektorówkę, która przedstawiała gruzowiska zniszczonej Warszawy oraz dwie postaci, które przypatrywały się dramatowi miasta. Dopełniały ją: transparent z hasłem „Ludzie ludziom zgotowali ten los”, zaczerpnięty z „Medalionów” Zofii Nałkowskiej oraz czarne świece dymne, które odpalono na szczycie trybuny. W połączeniu z sektorówką tworzyły one niesamowity, niemal żywy obraz zrujnowanej przez hitlerowców stolicy. Głos zabrał również żołnierz Armii Krajowej i wiceprezes Zarządu Głównego Związku Powstańców Warszawskich Eugeniusz Tyrajski, który dziękował fanom warszawskiego zespołu za ich bezinteresowne zaangażowanie w pielęgnację pamięci o Powstaniu Warszawskim, jak również za pomoc okazaną Powstańcom. „Mieszkałem po drugiej stronie Łazienkowskiej i traktuję kibiców Legii jak swoich kolegów. W imieniu Powstańców dziękuję za wsparcie, które od was otrzymaliśmy” – mówił. Odniósł się także do śmierci generała brygady Wojska Polskiego, oficera Armii Krajowej i prezesa Związku Powstańców Warszawskich Zbigniewa Ścibor-Rylskiego. „Wczoraj w wieku 101 lat zmarł generał Ścibor-Rylski. My Powstańcy bardzo to przeżywamy i prosimy dla niego o chwilę ciszy” – zaapelował do wszystkich zgromadzonych na stadionie. Po chwili zadumy obiekt przy Łazienkowskiej eksplodował wręcz owacjami oraz głośnymi przyśpiewkami „Cześć i chwała Bohaterom!” oraz „Za tę walkę o stolicę dziś dziękują Wam kibice!”
Tuż przed pierwszym gwizdkiem minutą ciszy uczczono wszystkich poległych w walce z niemieckim okupantem i pomordowanych przez hitlerowców w czasie Powstania Warszawskiego. Z głośników stadionu rozległ się przenikliwy dźwięk powstańczej syreny, a my odśpiewaliśmy nasz hymn narodowy. Tu na plus warto podkreślić, że wreszcie zaczekano z rozpoczęciem meczu aż do zakończenia wykonywania „Mazurka Dąbrowskiego” - brawo!
Naszym dopingiem praktycznie przez całe spotkanie dyrygował Szczęściarz. Zaczęliśmy dość niemrawo od „Tylko Legia”, po czym miarowo, powoli staraliśmy się coraz bardziej rozkręcić. Ewidentnie można było jednak zauważyć, że mieliśmy potworne problemy, żeby wrócić na właściwe wokalnie tory. Przynajmniej jednak, w porównaniu z pojedynkiem w Trnawie, dobrze zgrywaliśmy się z naszymi bębniarzami. Mimo to, ani walczyk „Labada” ani „Dziś zgodnym rytmem”, ani hit z Wiednia, ani nawet „Moja jedyna miłość” nie brzmiały tak jak powinny. Bezsprzecznie brakowało nam swego rodzaju muzycznego pazura. Wyglądało to trochę tak, jakbyśmy się dopasowywali do tego, co nasi futboliści prezentowali na murawie. A ci, tym razem pod wodzą Aleksandara Vukovicia, kolejny raz nie potrafili znaleźć pomysłu na grę. Każda akcja, którą „Wojskowi” próbowali rozgrywać, była do bólu przewidywalna, przez co rzadko kiedy zagrażali bramce lechistów. Jeśli ktokolwiek z nas wierzył, że zwolnienie Deana Klafuricia będzie stanowić remedium na wszelkie zło w zespole, chyba grubo się przeliczył.
Wracając do dopingu, to z pewnością w ciągu pierwszych 45 minut rywalizacji najlepiej wychodziły nam dwie przyśpiewki: „Warszawska Legio, zawsze o zwycięstwo walcz!” oraz „Mistrzem Polski jest ukochana ma...” Wykonywaliśmy je przez dłuższy czas z dostrzegalnym zaangażowaniem. Uaktywnialiśmy się także podczas pozdrawiania naszych zgód oraz wówczas, gdy złorzeczyliśmy: przyjezdnym, Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej i sędziom, którzy kilka razy podjęli niekorzystne z naszej perspektywy decyzje. Warto również dodać, że parokrotnie współpracowaliśmy ze starą „Żyletą”, intonując „Za nasze miasto” czy „Legiooo...” z kręceniem szalikami.
Jeśli chodzi o kibiców Lechii Gdańsk, to trzeba przyznać, że dopingowali oni swoją drużynę bardzo żywiołowo przez pełne 90 minut spotkania i momentami byli na tyle głośni (bądź my na tyle cisi), że ich krzyki przebijały się niestety przez nasz wokal. Kilka razy wymienili z nami również „uprzejmości”. Dodatkowo, w swoim sektorze wywiesili transparent „mendziara RAUS”, skierowany do prezesa Lechii Adama Mandziary, z którym są od dłuższego czasu skonfliktowani.
Drugą połowę meczu rozpoczęliśmy od hymnu Legii, po czym „przerobiliśmy” niemal cały repertuar z naszego śpiewnika. Tym razem najlepiej wychodziło nam śpiewanie hitu z Wiednia, a także „Legia gol, allez, allez” czy ponownie „Mistrzem Polski jest ukochana ma...” Nie zabrakło jednak takich przyśpiewek jak: „W tramwaju jest tłok”, „Hej Legia goool”, „Za kibicowski trud”, „Złodzieje i pijacy są...” czy „Ole ole, ole ola”. Na murawie nie działo się kompletnie nic. Trzeba stwierdzić wprost, że wszyscy patrzyliśmy z politowaniem na tę bezradność, jaka działa się na boisku i tylko co chwilę łapaliśmy się za głowy, gdy legioniści w dziecinny sposób tracili piłkę bądź ich strzały wyglądały tak, jakby bramka rywali znajdowała się w kompletnie innym miejscu. Z jak tragiczną grą „Wojskowych” mieliśmy do czynienia, niech świadczy fakt, że jeden z młodych kibiców z nudów... położył się na krzesełkach i usnął.
Mimo wszystko staraliśmy się zachować resztki wiary do ostatniego gwizdka. W końcu dopóki piłka w grze, dopóty wszystko się może zdarzyć. Niestety, ani „Warszawska Legio, zawsze o zwycięstwo walcz” ani „Tylko Legia” nie pomogły naszym grajkom w zdobyciu trzech punktów i musieliśmy się zadowolić bezbramkowym remisem. Zaraz po meczu zaprosiliśmy naszych piłkarzy przed „Żyletę”. Ci mogli usłyszeć tylko jedno: „Legia grać, k... mać!” i „Walczyć, trenować! Warszawa musi panować!” Po cierpliwym wysłuchaniu rozwścieczonej publiczności, futboliści udali się do szatni. Pożegnaliśmy ich przenikliwymi gwizdami za kompletny brak zaangażowania w grę.
Przed nami pierwsze starcie z luksemburskim Dudelange w ramach trzeciej rundy kwalifikacyjnej do Ligi Europy. Rywal teoretycznie dużo słabszy, ale ostatnimi czasy w przypadku Legii teoria jakoś nie chce iść w parze z praktyką. To spotkanie już w najbliższy czwartek o 21:00 na Estadio WP. Potem czeka nas wyjazd do Luksemburga. W niedzielę, w ramach solidaryzowania się z kibicami Piasta, nie jedziemy do Gliwic.
PS. Warto dodać, że klub powinien wreszcie zrobić porządek z odpływami na górnej trybunie przy balustradach, na których zawieszane są flagi. Woda, która zalega w niedrożnych rurach, fermentuje wraz ze znajdującymi się w niej resztkami, a parując, wydziela niesamowity smród, gorszy od tego z kompostowni na Radiowie.
PPS. Z przodu gniazda wywieszono transparent z podobizną Janusza Walusia oraz napisem „Stay Strong Brother”.