✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Po odpadnięciu z eliminacji do Ligi Mistrzów ze słowackim Spartakiem Trnava, Legii pozostała już tylko walka o Ligę Europy. Aby móc się jednak zakwalifikować do występów w tych rozgrywkach, należy jeszcze przejść dwie rundy eliminacyjne. „Wojskowym” się poszczęściło, bo trafili na półzawodowców z Luksemburga. Do czwartkowego wieczora...
Statystyki zdecydowanie przemawiały za zwycięstwem warszawskiej drużyny. Z dotychczasowych sześciu starć z luksemburskimi zespołami Legia wygrała wszystkie. Trudno się zatem dziwić, że bukmacherzy płacili krocie, jeśli ktoś założył, że przy Łazienkowskiej zwycięży mistrz z małego państewka na zachodzie Europy – w zasadzie coś niemożliwego. Chyba nie wierzyli w to nawet fani z tego niewielkiego księstwa, bo na podróż do stolicy Polski się nie zdecydowali. My zresztą też po raz kolejny nie popisaliśmy się w kwestii frekwencji. Na trybunach zasiadło bowiem niespełna dziesięć tysięcy fanów. Dość powiedzieć, że tyle starczyłoby, żeby zapełnić miejsca na starym stadionie, a i tam byłyby luzy. A skoro o starym Estadio WP już mowa, to warto zaznaczyć, że w dniu pojedynku z Football 1991 Dudelange obchodziliśmy 88. rocznicę jego oficjalnego otwarcia. 9 sierpnia 1930 roku Legia rozegrała na nim swój inauguracyjny mecz, w którym zmierzyła się z CF Europa Barcelona, a który zremisowała 1-1.
Naszym dopingiem tego gorącego wieczora kierował „Staruch”. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem zdecydowaliśmy się zgromadzić na środku trybuny – nie po to, żeby załatać gołym okiem widoczne dziury między krzesełkami, lecz aby nasze wokalne wysiłki przyniosły jak najlepszy efekt. No i trzeba przyznać, że zaczęliśmy z wysokiego C. Donośnie, równo, melodyjnie, czyli tak jak powinniśmy śpiewać zawsze. Większość przyśpiewek, które wykonywaliśmy, na czele z „Warszawska Legio, zawsze o zwycięstwo walcz” i „Dziś zgodnym rytmem”, brzmiała megakonkretnie.
Niestety, gra „Wojskowych” w zasadzie nie różniła się od tego, do czego piłkarze przyzwyczaili nas w ciągu ostatnich 30 dni. Wprawdzie próbowali atakować bramkę Luksemburczyków, ale niewiele z tego wynikało. Nieporadność, niedokładność, niecelność i każdy inny rzeczownik z „nie” na początku najlepiej opisuje to, co obserwowaliśmy na murawie w wykonaniu legionistów. W końcu stało się to, co stać się musiało. W 24. minucie spotkania Arka Malarza pokonał Clément Couturier i piłkarze klubu z liczącego nieco ponad 20 tysięcy mieszkańców miasta objęli prowadzenie. Nasza reakcja była natychmiastowa. „Legia grać, k... mać!” – ryknęliśmy z reprymendą do grajków, którzy stali jak wryci i chyba sami nie wierzyli, że właśnie zaczęli przegrywać. Nieco zamroczeni, rzucili się do odrabiania strat i chwilę później, wykorzystując błąd obrony Dudelange, doprowadzili do wyrównania za sprawą bramki Carlitosa.
Nasza nadzieja w pozytywne zakończenie meczu ponownie odżyła. „Mistrzem Polski jest ukochana ma...” – krzyczeliśmy do naszych zawodników, próbując im przypomnieć, kim są, a tym samym co powinni sobą sportowo reprezentować. Ci jednak, zamiast posłuchać naszych rad, dalej odgrywali teatr, jak to niby zapomnieli, jak się gra w piłkę. Wychodziło im to (o zgrozo!) tak dobrze, że rywale powinni byli ponownie objąć prowadzenie i tylko dzięki ich zwichrowanemu celownikowi „Wojskowi” nadal mogli cieszyć się z remisu. Jakby tego było mało, parę minut później z boiska wyleciał Iñaki Astiz za faul na jednym z Luksemburczyków i Legia musiała sobie radzić w dziesiątkę. „Zobaczcie sami, jest remis z amatorami!” – zaczęliśmy krzyczeć szyderczo do naszych grajków, którzy chwilę później udali się na przerwę do szatni i których przenikliwie wygwizdaliśmy.
Warto dodać, że na „Żylecie” zadebiutowały nowe i wyglądające bardzo efektownie duże flagi na kijach do machania, m.in. „Żyleta jest zawsze z wami” czy „To historia, której nic nie dorówna” z herbami, których nasz klub używał w ciągu swojej ponadstuletniej historii.
Drugie 45 minut rywalizacji z Dudelange rozpoczęliśmy od głośnego okrzyku „Amatorzy!”, który naturalnie skierowany był do naszych grajków. Wszak jak długo można oglądać taką żenadę?! To był zresztą dopiero początek naszej szydery, która swoje apogeum osiągnęła kilkanaście minut później. Wcześniej jednak postanowiliśmy dać futbolistom ostatnią szansę. Najpierw głośnym „Mistrzem Polski jest Legia”, a potem m.in. „Hej Legia gol” staraliśmy się otrzeźwić „Wojskowych”. Nasze próby na nic się jednak zdały. Obraz piłkarskiej nędzy i rozpaczy trwał w najlepsze, a Luksemburczycy robili z legionistami właściwie wszystko, co chcieli. Miarka się przebrała i pojawiły się okrzyki „Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska!”; „Co wy robicie?! Wy naszą Legię hańbicie!” . Jak się nietrudno domyślić, nasze ostrzegawcze nawoływania kompletnie niczego nie zmieniły. Doszło do tego, że zaczęliśmy „nagradzać” nasze wkłady do koszulek gromkim „Oleee!” za każde poprawne podanie. W sumie nic oprócz szydery i nabijania się z kopaczy nam nie pozostało.
Kiedy sądziliśmy, że już gorzej być nie może, nadeszło jeszcze gorsze. Sebastian Szymański sfaulował jednego z przeciwników w prostokącie pola karnego, a sędzia z Turcji wskazał na jedenasty metr. „Arek! Malarz!” – głośno skandowaliśmy nazwisko naszego bramkarza, licząc, że uchroni nas on przed totalnym blamażem. Niestety, nie udało się i Luksemburczycy objęli prowadzenie. „Po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie?!” i „Hej amatorzy, od was są lepsi juniorzy!” – ryknęliśmy w kierunku murawy. „Legia grać, k... mać!” – wielokrotnie jeszcze pouczaliśmy futbolistów, mając nadzieję, że zdołają z siebie jeszcze cokolwiek pozytywnego wykrzesać. Dostrzegając jednak, że piłkarze mają za nic nasze napomnienia, zaczęliśmy się koncentrować na sobie, krzycząc „Legia to my!”.
Wkurzenie, które zgotowali nam „Wojskowi”, powoli zaczęło odpuszczać i przeradzać się w politowanie i konkretną szyderę. „Grajcie na remis, hej Legio, grajcie na remis!” – drwiliśmy z postawy futbolistów: „Czy za mało zarabiacie, że wy tak ch... gracie?”, „Piłkarzyki-pajacyki!”. Ta ostatnia przyśpiewka nawiązuje zresztą do bardzo wymownego transparentu, który wywiesiliśmy na starej „Żylecie” 17 lat temu podczas meczu z Ruchem Chorzów: „Wszystkim punkty rozdajecie, a podobno grać umiecie! Piłkarzyki-pajacyki! Zamiast zmieniać wciąż trenerów, przehandlujcie tych kelnerów”.
Z każdą kolejną minutą gra kopaczy wyglądała coraz dramatyczniej, a my bawiliśmy się paradoksalnie coraz lepiej w tym teatrze absurdu. „Czemu gracie tak wspaniale? Bo to groźni są rywale!” – śpiewaliśmy szyderczo w stronę piłkarzy, dodatkowo bijąc im brawa za celne podania. Zawodnicy Dudelange z kolei wcale nie zamierzali spoczywać na laurach. Co chwilę kreowali sobie dogodne sytuacje do podwyższenia korzystnego dla nich wyniku i tylko dzięki własnej niemocy „Wojskowi” nadal przegrywali 1-2 zamiast... 1-5. Widząc tę tandetę, krzyczeliśmy do futbolistów ironiczne „Defense! Defense!” (jak w koszykówce), by ci pilnowali obrony. Gdy jednak i to nie pomagało, prześmiewczo intonowaliśmy: „Utrzymajcie, utrzymajcie!” oraz „Wolne czwartki! Wolne czwartki!”.
Po końcowym gwizdku „nagrodziliśmy” kopaczy porcją gwizdów i skwitowaliśmy ich poczynania krótko, ale dosadnie: „Bez honoru, bez ambicji, wypier... ze stolicy!” oraz „Legia II lepiej gra!” Piłkarze zaś szybko zmyli się do szatni, niczym szczury z tonącego okrętu.
Cóż, pomysłu na wyjście z kryzysu, w jakim znalazł się nasz klub, chyba nie ma nikt. W tym wszystkim najdziwniejsza jest bierna postawa prezesa Dariusza Mioduskiego, który zachowuje się tak, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku. W piątek dowiedzieliśmy się, że UEFA ukarała Legię za pirotechnikę w Trnawie. W konsekwencji na nasz klub nałożono 60 tysięcy euro kary oraz zakaz wyjazdowy na mecz w Luksemburgu.
PS. Na trybunach zawisł transparent "Wilku BSNT, trzymaj się".