|
Chorzów - Wtorek, 27 listopada 2007, godz. 17:30 Puchar Ligi - Grupa A |
|
Ruch Chorzów
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
| 1 (0) |
Sędzia: Marcin Szrek Widzów: 300 Pełen raport |
|
Radość Bartłomieja Grzelaka i Macieja Korzyma po golu - fot. Mishka |
Awans wykopany spod śniegu
W anormalnych warunkach Legia pokonała Ruch Chorzów i zapewniła sobie wyjście z grupy A rozgrywek o Puchar Ekstraklasy. Gola gwarantującego wygraną strzelił z rzutu karnego Bartłomiej Grzelak. Spotkanie rozgrywane było na błotnistej nawierzchni, a przez cały czas sypał śnieg. W zimowej piłce nożnej lepsi okazali się legioniści i to oni zasłużenie wygrali.
We wtorkowy wieczór największym osiągnięciem w Chorzowie było... utrzymanie się na nogach. Murawa przypominała błotną breję i raczej nie nadawała się do gry w piłkę. Ale jak trzeba grać, to trzeba. I legioniści szybko wzięli się do roboty. Już w 2. minucie w poprzeczkę trafił Przemysław Wysocki. Chwilę wcześniej także było groźnie, ale Robert Mioduszewski był na posterunku. Z minuty na minutę widać było, że Wojskowi szybciej przyzwyczaili się do warunków, w których przyszło im grać.
Chorzowianie ograniczali się do nielicznych kontr, ale te były szybko zatrzymywane przez defensywę Legii. Dobrą partię rozgrywał Wojciech Szala i Wysocki. Z przodu znów szarpał Maciej Rybus – tym razem dostał szansę na grę od początku spotkania – a dobrą formę nadal utrzymuje Marcin Smoliński. Z przodu na trafienie czatował Maciej Korzym i Bartłomiej Grzelak, ale przed przerwą gole nie padało. Częściej padali za to zawodnicy, którzy ślizgali się na mokrej nawierzchni. Piłkarze wpadali także w pryzmy śniegu wokół boiska. O wątpliwej przyjemności nurkowania w białym puchu przekonało się kilku graczy obu drużyn. Wynudzić mógł się za to Wojciech Skaba, który tylko kilka razy musiał interweniować. A o zmarzniętych kibicach przypomnieli sobie chorzowscy działacze, którzy wszystkich fanów zaprosili na trybunę krytą.
Po przerwie zawodnicy przyzwyczaili się do tragicznej murawy i poruszali się po niej dużo pewniej. Śmielej zaczęli poczynać sobie chorzowianie, ale nadal legioniści byli stroną przeważającą. Debiutanckiego trafienia szukał Rybus, ale jego strzały bronił Mioduszewski. Co nie udało się "Rybie", nadrobił jego starzy kolega. W 62. minucie Grzelak wpadł w pole karne. Tam nieznacznie pociągał go za koszulkę jeden z obrońców. Na to tylko czekał "Grzelu", który pokazał, że bez nie jest gorszy od czołówki polskich aktorów i po efektownym padzie sędzia podyktował rzut karny. "Jedenastkę" pewnie na gola zamienił sam poszkodowany i Legia prowadziła 1-0.
Taki wynik był po myśli legionistów, którym trzy oczka zapewniały awans do fazy pucharowej rozgrywek o Puchar Ekstraklasy. Tylko, że w szansę na awans wciąż wierzyli także gospodarze. Chorzowianie zaczęli więc biegać dwa razy szybciej , chcąc nadrobić stracony czas. Ale Legia grała na tyle mądrze, że nie dała sobie odebrać wygranej. Przyszłotygodniowy mecz z ŁKS-em Łódź będzie więc pojedynkiem o przysłowiową "pietruszkę" i szansą do sprawdzenia młodych graczy.
Autor: Tomek Janus