Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Kraków - Piątek, 30 listopada 2007, godz. 20:00
Ekstraklasa - 16. kolejka
Herb Cracovia Cracovia
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 54' Chinyama
    • 78' Chinyama
    2 (0)

    Sędzia: Jarosław Żyro
    Widzów: 4000
    Pełen raport
    Takesure Chinyama strzelił Cracovii dwa gole - fot. Mishka

    Chinyama przeszedł po Pasach

    W pierwszej wiosennej kolejce po bardzo dobrym meczu Legia pokonała Cracovię Kraków. Dwa trafienia zaliczył Takesure Chinyama. Na pochwały zasługuje jednak cała drużyna. Legioniści zagrali mądrze i wypunktowali przeciwników. Nie bali się pójść na wymianę ciosów, a gdy nadarzała się okazja kąsali niczym jadowita kobra. Na tak usposobionych Wojskowych krakowianie po prostu nie mogli znaleźć w piątkowy wieczór sposobu. Po 37 latach ze stadionu przy ul. Kałuży warszawianie wracają więc z kompletem punktów.

    Legioniści od pierwszych sekund zaczęli z wielkim impetem. Bardzo aktywny był Piotr Giza, który na starych śmieciach chciał pokazać na co go stać. Pierwsze minuty wyraźnie należały do Legii, która całkowicie zepchnęła gospodarzy do defensywy. Legioniści na dobre zadomowili się na połowie Cracovii, a ta ograniczałą się do nielicznych kontr. Ataki Legii przeprowadzane były głównie lewą stroną, gdzie niestrudzeni był Tomasz Kiełbowicz i Edson. Już w 9. minucie "Gizmo" stanął pierwszy raz oko w oko z Marcinem Cabajem. Mocne uderzenie pewnie obronił jednak bramkarz Cracovii. Z każdą minutą przewaga Wojskowych rosła. Z rzutu wolnego groźnie strzelał Edson. Ale bramka Cabaja była niczym zaczarowana. Przebojowy jak zawsze był Takesure Chinyama. Tym razem sprzymierzeńcem piłkarza rodem z Zimbabwe nie była jednak murawa. Napastnik Legii musiał chyba założyć za krótkie kołki i kilka razy ślizgał się na mokrej trawie w najmniej odpowiednich momentach.

    Klasą dla siebie był za to Roger. Brazylijczyk rządził i dzielił na murawie. Świetnymi prostopadłymi podaniami obsługiwał kolegów z drużyny. Widać przedłużona runda podziałała na pomocnika bardzo ożywczo, bo tak dobrze nie grał już dawno. Gdyby tak do jego poziomu dostroiła się reszta drużyny...

    Minuty płynęły a do roboty wzięli się piłkarze Cracovii. Kontry stawały się coraz groźniejsze i Jan Mucha musiał uwijać się niczym w ukropie by zachować czyste konto. W 28. minucie "Muszkin" nie miałby jednak najmniejszych szans. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego na pustą bramkę strzelał Bartłomiej Dudzic. Choć odległość była niewielka i nikt nie niepokoił zawodnika gospodarzy, jego uderzenie było niecelne. Furę szczęścia mieli w tej sytuacji legioniści. Osiem minut później szczęście znów było przy Wojskowych. Z prawej strony ostro dośrodkowywał Arkadiusz Baran. Akcję zamykał Paweł Nowak i piłka po jego strzale wylądowała na słupku. Końcówka pierwszej połowy zdecydowanie należała do piłkarzy Cracovii i piłkarze Legii z ulgą schodzili na przerwę.

    Po przerwie tempo meczu nie spadło. Wciąż obserwowaliśmy więc wymianę ciosów. Akcja za akcję. Strzał za strzał. Aż w 54. minucie Cabaj był bez szans. Akcję na własnej połowie rozpoczął Aleksandar Vuković. Podał na lewo do Edsona, a ten rozpoczął szaleńczy rajd po skrzydle. Mijał rywali niczym slalomowe tyczki, aż wreszcie podał do "Kiełbika". Ten wyłożył piłkę na 16. metr, gdzie już czekał Chinyama. Pewny strzał i 1-0 dla Legii.

    Podrażniona Cracovia natychmiast odpowiedziała. W doskonałej sytuacji znalazł się Kamil Witkowski. Na szczęście zdążył wrócić za nim Jakub Rzeźniczak. Desperackim wślizgiem trącił piłkę i ta przeleciała minimalnie ponad poprzeczką. Z każdą sekundą mecz nabierał jeszcze większych rumieńców. Dobrą zmianę dal Miroslav Radović, który w przerwie zastąpił nieco dziś słabszego Smolińskiego. Wejście "Rado" wzmocniło prawą stronę i krakowianie byli nękani przez obie flanki Legii. Tyle, ze znów zaczęła dawać o sobie znać nieskuteczność Chinyamy. W 67. minucie napastnika Wojskowych pięknym podaniem obsłużył Edson. "Tejkszu" długo przekładał sobie piłkę, szukając najdogodniejszej sytuacji. W końcu wywiódł w pole obrońców, ale mimo to jego strzał nie znalazł drogi do bramki.

    Ale w 78. minucie już nikt nie mógł mieć pretensji do Chinyamy, bo po jego uderzeniu było 2-0.Akcja zaczęła się z prawej strony boiska. Piłka szybko została jednak przerzucona na lewą stronę. Do piłki niepotrzebnie pobiegł Cabaj zostawiając pustą bramkę. Na to tylko czekał Edson, który przerzucił piłkę nad bramkarzem Cracovii i podał ją wprost na głowę "Tejkszu" i Legia prowadziła dwiema bramkami. Tego nie można było już przegrać.

    Ręce same składały się do oklasków, gdy patrzyło się na grę Legii w piątkowy wieczór. Zawsze chciałoby się oglądać tak grających piłkarzy ze stolicy. Wtedy strata do Wisły na pewno nie byłaby tak duża.

    Autor: Tomek Janus