|
Warszawa - Środa, 2 kwietnia 2008, godz. 18:15 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Legia Warszawa
|
1 (0) |
|
Lechia Gdańsk
| 0 (0) |
Sędzia: Paweł Gil Widzów: 4000 Pełen raport |
|
Inaki Astiz walczy o piłkę pod bramką gości - fot. Mishka |
Skromna zaliczka
Skromną zaliczkę wypracowała Legia przed rewanżowym meczem ćwierćfinału Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Jednobramkową wygraną zapewnił legionistom Jakub Wawrzyniak, który w 64. minucie wykorzystał dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego. Spotkanie nie było porywającym widowiskiem, ale nie mogło być inaczej, gdy Lechia przez cały mecz z rzadka przekraczała linię środkową boiska, koncentrując się na murowaniu własnej bramki. Sprawa awansu jest więc wciąż otwarta.
Mecz z Lechią Gdańsk na pewno nie należał do szczególnie pasjonujących. Przyjezdni wiedzieli, że mają w zapasie spotkanie rewanżowe na własnym stadionie i nastawili się na wywiezienie z Warszawy bezbramkowego remisu. Widać to było w ich grze, która koncentrowała się na zamurowaniu dostępu do własnej bramki. A gdy trzeba było goście nie patyczkowali się, tylko w sposób twardy i zdecydowany przerywali akcje legionistów faulem. Taka taktyka zupełnie nie pasowała zawodnikom Jana Urbana, którzy nie za bardzo wiedzieli jak sforsować obronę gdańszczan.
Dodatkowo strategia przygotowana przez trenera Legii, poszła w niepamięć już w pierwszych sekundach gry. Kontuzji doznał wówczas Ariel Borysiuk. Na murawie zastąpił go Piotr Giza, ale gra „wojskowych” nadal była daleka od ideału. Legioniści nie potrafili sobie poradzić z ambitnie grającymi drugoligowcami. Większość akcji kończyła się na 16. metrze, gdzie Dariusz Kubicki ustawił cały mur złożony ze swoich zawodników. Gdy już udało znaleźć w nim dziurę, w polu karnym gubili się sami piłkarze Legii. Widać było, że Bartłomiej Grzelak, który nijak nie mógł dać sobie rady z defensorami Lechii.
Goście bardzo rzadko zapuszczali się pod bramkę Jana Muchy, koncentrując się na zabezpieczaniu tyłów. Ale po jednej z nielicznych akcji ofensywnych Lechii, przed szansą na otworzenie wyniku stanęli legioniści. Szybka kontra Miroslava Radovicia zakończyła się dość beztroskim dośrodkowaniem przed pole karne. Szczęśliwie jeszcze bardziej beztroscy okazali się obrońcy Lechii, którzy przepuścili piłkę do nadbiegającego Rogera. Aspirujący do reprezentacji Polski zawodnik, zachował się jednak tak nonszalancko, że nie trafił nawet w światło bramki. I na tym skończyły się emocje przed przerwą.
To wystarczyło, żeby Jan Urban zdecydował się na zmiany. Na drugą połowę Legia wyszła z Takesure Chinyamą i Tomaszem Kiełbowiczem w składzie. I wreszcie zaczęła się gra. Do roboty wzięli się wszyscy gracze i piłka zaczęła szybko krążyć po boisku. Goście na długie fragmenty gry całą jedenastką bronili się na własnej połowie. Ale gole dla Legii nie padały. Z przodu bardzo aktywny był „Tejkszur”. Tyle, że zamiast strzałami niepokoić Pawła Kaspę, decydował się na bezsensowne kiwki z obrońcami. I znów porażała nieporadność legionistów, którzy mimo przygniatającej przewagi nie potrafili jej udokumentować golem.
Na trafienie kibicom przyszło czekać do 64. minuty. Skoro nie udawało się po akcjach, legioniści pokonali Kapsę po stałym fragmencie gry. Dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Jakub Wawrzyniak, który ładnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Strzał usiłował zablokować bramkarz i obrońcy, ale nie pozostało im nic innego, jak bezradne odprowadzenie futbolówki wzrokiem.
Gol niewiele jednak zmienił w obrazie gry. Lechia chyba uznała, że porażka 0-1 to także dobry wynik i nadal koncentrowała się na blokowaniu dostępu do własnej bramki. Mniej chęci do gry przejawiali także legioniści. A jak nikomu się już nie chce to trudno o bramkę. Spotkanie zakończyło się więc skromną wygraną Legii. Goście nie stracili jednak nadziei na korzystny wynik dwumeczu i za tydzień na pewno dołoży starań, żeby na własnym stadionie z nawiązką odrobić straty.
Autor: Tomek Janus