Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Środa, 7 października 2009 r. godz. 11:05

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Historia stadionu Legii: Wspomnienia Bohdana Tomaszewskiego

Bodziach

W minionym tygodniu przypominaliśmy jak wyglądały okolice stadionu Legii w latach 50. i 60. Dziś cofniemy się do przełomu lat 20-tych i 30-tych. Choć o stadionie z tego okresu pisaliśmy już parę miesięcy temu, dziś przytaczamy wspomnienia świetnego dziennikarza i komentatora sportowego Bohdana Tomaszewskiego z pierwszego meczu na Łazienkowskiej. Dziś większość kibiców na Legię przyjeżdża samochodami i komunikacją miejską. Dawniej chodziło się na Legię na piechotę.

"Pierwszy mecz, jaki oglądałem w życiu to był mecz piłkarskiej Legii. W ogóle pierwszy raz zobaczyłem wtedy sport na własne oczy. Było niedzielne wczesne popołudnie. Starsi bracia Wiesław i Janusz jakoś szybko i nerworo jedli tego dnia obiad. Kiedy wszystko już połknęli przy wzdychaniach mamy: Oj, chłopcy, chłopcy, ciągle się spieszycie! - zerwali się z krzeseł i pobiegli do przedpokoju. Coś szeptali tam, a potem Wiesław wrócił i powiedział do mnie sucho: - Nie guzdraj się. Czekamy dwie minuty.

I zaraz zadudniło tylko po schodach. Dogoniłem ich przed bramą. A potem prowadzili mnie z placu przed Politechniką ul. Śniadeckich, szliśmy kawałek Marszałkowską, potem Piękną, przecięliśmy Ujazdowskie i w dół, w dół łagodnym zakrętem ulicy, gdzie po jednej stronie zza sztachet wyglądały zielone drzewa, a po drugiej ciągnęły się nieduże domki. Szliśmy w gęstniejącym tłumie - prawie biegnąc i zręcznie wymijając starszych ludzi, przebywając całe odcinki brzegiem jezdni - bez obawy przed trolejbusami, bo ich wtedy nie było, tylko trochę taksówek; przeważały "Cytrynki", czyli Citroeny, a dalej Renaulty i Fordy - pękate, kwadratowe, czarne jak smoła z pouchylanymi budami. Klekotały dorożki.

Wreszcie na rogu Myśliwieckiej i Łazienkowskiej zobaczyłem ogromną drewnianą bramę w tym samym miejscu, gdzie stoi dziś Dom Harcerza. Zapłaciliśmy po 50 groszy za bilet i byliśmy po drugiej stronie, "na meczu" - jak powiedział Janusz, zdenerwowany, z wypiekami na twarzy, bo już było po gwizdku i "pewnie oni prowadzą 1:0, a my spóźniliśmy się..." - powiedział. I tu obaj spojrzeli na mnie z wyraźnym wyrzutem.

Zapamiętałem drewniane ławki, to była główna trybuna. W oddali wznosił się niewyraźny kontur dużego domu, co w jakiś czas miało przemienić się dopiero w główną trybunę warszawskiego reprezentacyjnego stadionu. Dzisiejsza "Legia" otworzy swe bramy w parę lat później. Będzie boisko, a wokół betonowy tor dla motocyklistów i kolarzy. Zresztą niedługo trwał żywot tego toru. Przypominam nawiasem, gdyż już mało kto o tym pamięta.

Ale przede wszystki zapamiętałem stojąc na ówczesnym głównym boisku, tuż koło wykredowanej białej linii autowej - ogromną przestrzeń trawy. Jeśli ma się nos nie wyżej niż metr ponad ziemią, z takiego punktu widzenia boisko piłkarskie wydaje się wielkie, bezkresne jak zielony ocean. Biegali po nim kolorowo ubrani panowie, gonili piłkę, a w pewnym momencie jeden, wysoki, czarny kopnął ją przed siebie, dogonił, znów kopnął i biegł w kierunku chorągiewki wetkniętej na drewnianym paliku w ziemię. Wtedy Wiesław zawołał: "Uważaj, zaraz "Kicia" scentruje! Piłka poleciała wysoko, ktoś dostał nią w głowę, wpadła w siatkę i zrobił się straszny hałas.

Był to gol. Pierwszy gol, jaki widziałem w życiu. Scentrował Wypijewski, a główką zagrał rudy Nawrot. Legia wygrała wtedy z Warszawianką bodaj 6:1. Sam początek lat trzydziestych. Ten mecz przesądził, że choć jestem warszawiakiem, nigdy nie byłem za tak kochaną przez stolicę Polonią, nie za Warszawianką Kusego - ale za Legią. Ba, potem miałem nawet dostąpić zaszczytu i wstąpić do tego klubu, co prawda nie do piłkarskiej sekcji, ale to już następna historia. (...)" - wspomina Bohdan Tomaszewski.

CDN

Historia stadionu Legii: Wchodzenie na gapę, piwo pod stadionem i przeładowany trolejbus
Historia stadionu Legii: 1965-68
Historia stadionu Legii: 1961-63
Historia stadionu Legii: 1960 cz.V
Historia stadionu Legii: 1960 cz.IV
Historia stadionu Legii: 1960 cz.III
Historia stadionu Legii: 1960 cz.II
Historia stadionu Legii: 1960 cz.I
Historia stadionu Legii: 1950-1959
Historia stadionu Legii: 1948-1949
Historia stadionu Legii: 1946-1947
Historia stadionu Legii: 1937-1945
Historia stadionu Legii: 1933-1936
Historia stadionu Legii: 1930-1932
Historia stadionu Legii: 1928-1929
Historia stadionu Legii: 1926-1927
Historia stadionu Legii: 1924-1925
Historia stadionu Legii: 1917-1922



Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!