Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Dominik Nagy - fot. Mishka / Legionisci.com
Dominik Nagy - fot. Mishka / Legionisci.com
Środa, 4 października 2017 r. godz. 18:00

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Punkty po meczu z Lechem

Qbas, źródło: Legionisci.com

Po pięciu ligowych i pucharowych zwycięstwach z rzędu nad zespołem z Wielkopolski przyszła sromotna klęska. Klęska, której można było się spodziewać nie tylko ze względu na rachunek prawdopodobieństwa, ale przede wszystkim formę Legii. Poprzednio tak rozbitych i pozbawionych nadziei „Wojskowych” widziałem przed pięcioma laty po meczu w Gdańsku, po którym de facto stracili szanse na mistrzostwo Polski.

1. Najgorszy mecz w sezonie. Legia ma za sobą wiele słabych meczów, ale takiego, jak ten w Poznaniu, to jeszcze nie. Nie było niczego. Absolutnie. Wystarczyło zaangażowanie Lecha, nastawienie na wygraną, by legioniści nie byli w stanie skonstruować właściwie żadnej akcji na połowie rywala. Co więcej, przez cały mecz nie oddali celnego strzału na bramkę (no chyba, że ktoś za celny strzał uznaje odbicie się piłki od klatki piersiowej). Jak to po meczu jeden z lokalnych piłkarzy powiedział do znajomego fotoreportera z Warszawy: „Ale ch… graliście…”. I to prawda. Jeszcze bowiem nigdy tak niewiele nie wystarczyło, by zrobić Legii tak wiele krzywdy. Niemniej, oddajmy należne uznanie piłkarzom Lecha – zagrali niezły mecz, byli bardzo konsekwentni, zdeterminowani i znakomicie wykorzystali słabość mistrzów Polski.

2. Wypalenie. Można być źle przygotowanym fizycznie (patrząc jednak jak prezentuje się drużyna po kilku tygodniach pracy pana Jozaka, brzmi to dość zabawnie), można nie mieć sił w końcówce spotkania, ale jak się nie ma sił już na początku, gdy po ruchach zawodników widać, że już by chcieli zejść z boiska, są apatyczni, jakby od rozpoczęcia pogodzeni z losem. Nie są w stanie wykrzesać z siebie nawet nie tyle pozytywnej, co choćby negatywnej energii. W Poznaniu brakowało przecież tak podstawowych rzeczy, jak doskok do przeciwnika, asekuracja, współpraca między formacjami. Mając na uwadze, że oni chcą wygrywać, choćby dlatego, że są sportowcami i w ten sposób zarabiają większe pieniądze (choć te im się zamraża), to można być przekonanym, że problem leży w głowach. Nie wszyscy piłkarze wydają się być głodnymi zwycięstw. Porażka z Lechem w mojej ocenie tę tezę potwierdza. Jak sobie z tym poradzić? Nie wiem. I sądzę, że w klubie też nie wiedzą. Zamrożenie wyjściówek też nie pomogło, bo trzeba być naiwniakiem, by wierzyć, że pomoże. Zmiana trenera nic nie dała, bo i dać nie mogła. Co dalej?

3. „Jest mi dziś wstyd nazwać siebie trenerem”. Tę samokrytykę złożył Romeo Jozak na konferencji prasowej po klęsce swej drużyny. I to prawda. W Poznaniu nie zachował się jak trener, za którego coraz trudniej go uznawać. Podczas meczu nawet nie próbował nim być, nie pomógł zawodnikom. Biernie przyglądał się boiskowym wydarzeniom w I połowie, a zmiany były nie tylko spóźnione, ale i niczego nie poprawiły. Na konferencji zaś Jozak zachował się jak tchórz. Szybko bowiem przeniósł odpowiedzialność na piłkarzy. Zarzucił im zdradę (sic!) i brak charakteru, bo nie zrealizowali jego przedmeczowych założeń. Jeśli w ogóle ktoś kogoś zdradził, to Jozak swoich podopiecznych, bo takie słowa nie powinny paść publicznie zwłaszcza z ust człowieka, który jest w klubie od paru tygodni, a w dodatku po raz pierwszy w swym ponad czterdziestoletnim życiu prowadzi seniorską drużynę piłkarską. Przy takim podejściu szkoleniowca trudno wierzyć w powodzenie jego misji, tym bardziej że, opierając się na jego słowach wypowiedzianych w chorwackiej prasie, odciął się od drużyny zaatakowanej przez kibiców. Nie wiem jakim trenerem jest pan Jozak, wiem już jednak jakim jest człowiekiem. Piłkarze też.

4. Symbol Legii? Pazdan. Nie to, że w ogóle klubu, ale tej dzisiejszej, zdekoncentrowanej, nie mogącej się pozbierać drużyny. Pazdan od początku sezonu gra głównie słabo, zdarzają mu się pojedyncze przebłyski. W Poznaniu znów było pod wozem, reprezentacyjny obrońca nie popisał się przy dwóch pierwszych golach dla Lecha, gdy z niewytłumaczalną łatwością przegrywał pojedynki główkowe.

5. Jest jak jest. Po kilku tygodniach pracy nowego sztabu trenerskiego jedno wiemy na pewno: w Legii nie ma obecnie kreatywnych piłkarzy, którzy mogą zapewnić jakość w ofensywnej. Długotrwale kontuzjowany jest Radović, Guilherme dopiero wrócił do treningów, podobnie jak Hildeberto (miejmy nadzieję, że nie ma już problemów z nadwagą), Nagy jest w fatalnej formie, zresztą, trudno wierzyć, by w tak młodym wieku pociągnął drużynę, Sadiku jest bezproduktywny, Niezgoda, jeśli nawet ma umiejętności, to trudno je jednoznacznie zweryfikować, bo jest niewykorzystany, Pasquato, usilnie kreowany na następcę Odjidji-Ofoe, znowu znalazł się poza kadrą, bo po prostu jest za słaby. Pozostaje Hamalainen, który bez wsparcia dobrych zawodników niczego nie zwojuje, nie jest klasycznym liderem, a może i z jego predyspozycji niewłaściwie się korzysta? Próżno obecnie szukać jakości w ofensywie Legii. Chyba czas, by ta myśl dotarła do zwolenników tezy, że z tym składem, to powinniśmy to i tamto.

6. Może być jeszcze gorzej? Nie wiem, jakie treningi zaaplikował piłkarzom Legii pan Jozak i jego ludzie, ale nie dały one żadnych efektów. Ba, zespół gra gorzej niż w najgorszym okresie rządów trenera Magiery. Biorąc przy tym pod uwagę, że zespół, po wszystkich niedzielnych wydarzeniach, nie zacznie nagle szanować szkoleniowca (bo i za co?), a przeciwnie, można spodziewać się, że się zniechęci. Spodziewać się zatem należy, że będzie jeszcze gorzej. Nadzieją jest mityczna przerwa na reprezentację, praca na treningach i choćby fartem wygrany mecz z Lechią. Może coś wówczas zaskoczy w drużynie?

7. Nocne powitanie. Według doniesień prasowych, po powrocie z Poznania piłkarze na klubowym parkingu zostali poturbowani przez kibiców. Stało się oczywiście źle, bo przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem, a zwłaszcza w takich przypadkach w niczym nie pomoże. Jeszcze gorzej jednak, że doszliśmy do momentu, w którym poziom negatywnych emocji u fanów przekroczył stany alarmowe.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!