Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Wisła Kraków - Legia Warszawa - fot. Mishka / Legionisci.com
Wisła Kraków - Legia Warszawa - fot. Mishka / Legionisci.com
Poniedziałek, 23 kwietnia 2018 r. godz. 13:52

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Punkty po meczu z Wisłą Kraków

Qbas, źródło: Legionisci.com

Zasłużenie – jak to dobrze móc w końcu tak napisać o zwycięstwie Legii. W Krakowie „Wojskowi” zapracowali na 3 punkty, dzięki którym podtrzymali swe szanse na tytuł, ale i poprawili nastroje sobie i nam. I choć Wisła to drużyna, która nie wygrała już od 4 spotkań, to styl wygranej mistrzów Polski możemy uznać za obiecujący.

1. Mądra Legia. Legioniści to wciąż przecież zawodnicy przewyższający umiejętnościami wielu rywali, a już na pewno większość tych z Wisły, a w dodatku bardzo doświadczeni, w większości potrafiący wygrywać. Oczywiście prezentowany przez nich styl nie jest miły dla oka i takiego w tym sezonie już raczej nie uświadczymy. Możemy za to oczekiwać, że legioniści będą grali mądrze, odpowiedzialnie i drużynowo. Tak zagrali w Krakowie. Zadbali przede wszystkim o środek pola, nie pozwolili wiślakom na opanowanie tej strefy, w czym duża zasługa tria Antolić, Philipps, Pasquato. Bardzo odpowiedzialnie grał też duet środkowych obrońców Pazdan – Astiz, który mógł liczyć na ostrożnie grającego Hlouska. Widać było, że Legia przede wszystkim nie chce dopuścić gospodarzy pod własną bramkę, nie chce pozwolić na rozwinięcie skrzydeł. Na tym się głównie skupiała, stąd niewiele też działo się w ofensywie stołecznych. „Wojskowi” byli jednak cierpliwi, jakby przekonani, że praca w środku pola da efekty, że w końcu przesuną rywali na ich połowę. I tak się stało. Legioniści osiągnęli przewagę i zaczęli kąsać. Raz zrobili to skutecznie i potem już rozsądnie operowali wynikiem. Co ciekawe, w ogóle wrażenia nie zrobiło na nich wykluczenie Niezgody, co szczególnie rzuciło się w oczy w zestawieniu z bałaganem jaki zapanował po wyrzuceniu Antolicia w meczu przeciw Jagiellonii. Mistrzowie Polski nadal z sercem grali swoje i pewnie wygrali z Wisłą.

2. Ręka Klafuricia. Patrząc na wyniki Legii w dwóch ostatnich meczach, ale również wolę walki zawodników, wiarę w powodzenie, należy zapytać prezesa Mioduskiego dlaczego tak późno zwolnił Romeo Jozaka? Fakty świadczą bowiem o tym, że legioniści grają lepiej pod wodzą dotychczasowego asystenta, człowieka, który prowadził treningi i odpowiadał za taktykę, czyli w sumie wiele zmienić się nie mogło. I choć rzeczywiście nie zmieniło, to jednak widać różnicę. Piłkarze znów walczą, tworzą drużynę, zależy im i jakby odzyskali wiarę, że obronią tytuł. Musieli bardzo nie lubić Jozaka. A sam Klafurić? Jego Legia w Krakowie nie tylko była doskonale zestawiona personalnie i taktycznie, realizowała założenia trenera, ale i w trakcie meczu współgrała ze szkoleniowcem. Klafurić dokonał dobrych zmian, mądrze poprzestawiał drużynę po czerwonej kartce. Nie były to jakieś wyrafinowane taktycznie działania, ale takie nie są i nie były Legii potrzebne. W naszej sytuacji siła tkwi w prostocie – ważny jest cel i tyle. Chorwat więc, w przeciwieństwie do swojego rodaka, nie cuduje, tylko wyciska maksimum z tego co ma.

3. Wreszcie z rozgrywającym. W poprzednich „Punktach po meczu” pisałem: Wystarczy spojrzeć na statystykę, by zrozumieć, że Klafurić podjął dobrą decyzję – wpuścił Włocha na 20 minut, a ten odpłacił się asystą. Wiele rzeczy mu nie wychodziło, parę razy nie zrozumiał się z kolegami, parę razy jego dobre zagrania nie zostały wykorzystane. Natomiast starał się, biegał, pokazywał do gry, próbował strzałów z dystansu. Był bardzo aktywny i rozruszał ofensywę Legii (32 podania w 23 minuty, a np. Hamalainen w 40. minucie gry miał 20). Podejrzewam, że wykonał pracę zleconą mu przez trenera. Samo zaś dośrodkowanie Pasquato na głowę Niezgody było idealne. Może warto spróbować dać mu szansę na występ w Krakowie kosztem Szymańskiego? Nie to, bym do tego przekonywał, ale jako trener wziąłbym ten wariant pod poważną rozwagę. I Pasquato wybiegł w podstawowym składzie. Znów był aktywny, znów walczył i znów przyczynił się do zwycięstwa, tym razem golem. Nade wszystko jednak całkiem umiejętnie kierował poczynaniami kolegów, rozgrywał piłkę. Co rzucało się w oczy, grając na „10”, odmiennie niż Szymański, cofał się dość głęboko po futbolówkę, a po jej przerzucie ruszał sprintem do przodu (najlepiej widać to w akcji, po której Kucharczyk trafił w poprzeczkę), by wciąż być w grze. Oczywiście nie był to występ idealny. Włochowi zdarzały się momenty dekoncentracji, jak w 45. minucie, gdy nieudolnym podaniem sprokurował sytuację dla Wisły, ale ogólnie wypadł dobrze i może być naszą tajną bronią na finisz rozgrywek. Cieszy, że Klafurić nie miał uprzedzeń, by na niego postawić (jak również by odkurzyć Brozia). Trener musi szukać optymalnych rozwiązań i nie bać się przy tym czasem zaryzykować. A to ryzyko, patrząc na występ Pasquato w rewanżu przeciwko Górnikowi, było niewielkie.

4. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. A może nie mamy się czym podniecać? Znów wygraliśmy bowiem z drużyną będącą w słabej formie, okupującą ostatnie miejsce w grupie mistrzowskiej i nie zamierzającą się zabijać o punkty w trakcie meczu (kilku wiślaków przeszło obok gry). Jak to określił jeden z kolegów dziennikarzy, oglądaliśmy „przedłużanie agonii”. I ja się z tym zgadzam. Tyle tylko, że czasem nawet ze stanu agonalnego da się wyjść, a wygrana z Wisłą to niejedyna jaskółka. Wszystko mamy w swoich rękach. Nie musimy oglądać się na wyniki rywali, musimy po prostu wygrać swoje mecze i zostaniemy mistrzami. Wprawdzie trudno w to wierzyć, ale sport nie istnieje bez wiary, a już na pewno bez walki. I walczyć musimy do końca, dopóki mamy szanse.

5. Wątpliwości sędziowskie. Pan Złotek miał w Krakowie nie najlepszy dzień. Przede wszystkim niesłusznie wyrzucił z boiska Niezgodę – ukarał go dwiema żółtymi kartkami. Już pierwsza wydawała się być wyciągnięta pochopnie: Jarosław faulował rywala podczas walki o piłkę, ale nie było to taktyczne przewinienie, jak również nie miało charakteru nader intensywnego. W drugim przypadku zaś sędzia ewidentnie się pomylił. Niezgoda został bowiem sfaulowany przed polem karnym przez Wasilewskiego (obrońca trafił go w lewą stopę) i jego upadek był konsekwencja przewinienia. P. Złotek podjął jednak błędną decyzję i ukarał napastnika drugą żółtą kartką. Błędy oczywiście się zdarzają, ale od poprawiania ich jest system VAR. Nieskorzystanie z niego przez sędziego to skandal. Poprawnym rozstrzygnięciem byłoby bowiem podyktowanie rzutu wolnego dla Legii i czerwona kartka dla obrońcy. Wygląda na to, że Złotkowi nie przyszło nawet do głowy, że Wasilewski mógł faulować, bo wówczas musiałby poprosić VAR o pomoc w ocenie akcji. Niewytłumaczalne zachowanie arbitra. Wątpliwości budzi też wcześniejsza sytuacja z udziałem tej pary zawodników. W I połowie Wasilewski ręką zatrzymał piłkę po uderzeniu Niezgody. Wydawać by się mogło, że obrońca został przypadkiem trafiony w rękę, w dodatku z bliska i nie powinno być rzutu karnego. Sędzia zastosował obowiązującą obecnie interpretację – jeśli piłka uderza w rękę obrońcy wykonującego wślizg, a jest ona naturalnie ułożona (jak przy wślizgu), to wówczas grę należy puścić. Takie wytłumaczenie nie jest do końca przekonujące, nawet jeśli takie są wytyczne. Otóż, gdy dokładnie obejrzymy powtórkę, to widać, że „Wasyl” próbuje wślizgiem powstrzymać napastnika i rzuca mu się pod nogi z rozłożonymi szeroko rękoma. Zachowując się w ten sposób oczywiście naturalnie układa ręce do wślizgu, a jego zamiarem nie jest zagranie futbolówki ręką, tylko obrona bramki. Niemniej, rozkładając tak ręce każdy racjonalnie myślący człowiek powinien liczyć się z tym, że zostanie w którąś z nich trafiony i podejmując się takiej interwencji godzi się na ryzyko popełnienia przewinienia. Jest to tzw. zamiar ewentualny i w tym kierunku powinna iść interpretacja sędziów. Ponadto, wyobraźmy sobie sytuację, w której obrońca jest ostatnim graczem broniącym, np. interweniuje w ten sposób na linii bramkowej. Czy sędzia również puściłby grę, gdyby obrońca ręką zatrzymał lecącą do siatki piłkę? Sprawy nie przesądzam, nie jest tak jednoznaczna jak wcześniej opisana, ale właśnie ze względu na swą nieoczywistość zasługuje na uwagę.


Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!