Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Kraków - Piątek, 2 marca 2007, godz. 20:00
Ekstraklasa - 16. kolejka
Herb Cracovia Cracovia
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
      0 (0)

      Sędzia: Jarosław Żyro
      Widzów: 5500
      Pełen raport
      Dawid Janczyk w akcji podczas meczu z Cracovią - fot. Adam Polak

      Zabrakło skuteczności

      Legia zremisowała na gorącym terenie w Krakowie 0-0. Wojskowi mieli kilka fantastycznych sytuacji do zdobycia gola, ale żaden z czterech napastników nie potrafił pokonać bramkarza Cracovii. Najbliżej zdobycia gola był Roger, ale piłka po jego potężnym strzale trafiła tylko w słupek. Remis trzeba traktować jako porażkę Wojskowych. To piłkarze mistrza Polski byli zdecydowanie lepsi od swoich rywali, ale niestety zawiodła skuteczność.

      Przed meczem trener Dariusz Wdowczyk miał nie lada problem z zestawieniem linii obrony. Za kartki pauzowali Herbert Dick i Dickson Choto. Przeziębiony jest Grzegorz Bronowicki. Na szczęście Wojciech Szala i niedawny banita Hugo, stanęli na wysokości zadania i pewnie zastąpili kolegów. O ile do linii obrony nie można mieć zbyt wielu zastrzeżeń, to napastnicy Legii po tym co pokazali w piątkowym meczu, z Krakowa do Warszawy powinni wrócić pieszo. "Był dobry mecz z obu stron. Jedyne czego zabrakło to bramek" – mówił po meczu "Wdowiec". A szans na legijne bramki nie brakowało przez cały mecz. Początkowe minuty to przewaga gospodarzy. Wojskowi przetrwali jednak szturm i sami zaczęli się groźnie odgryzać. W 7. minucie, po dośrodkowaniu Piotra Bronowickiego, głową strzelał Dawid Janczyk, ale Marcin Cabaj był na posterunku. Minęło 60 sekund i znów bramkarz Cracovii był w opałach. Tym razem z wolnego strzelał Edson. Niestety znów nieskutecznie. W 28. minucie ponownie przed szansą stanął Janczyk. Znalazł się sam na 16 metrze. Strzał był na tyle lekki, że Cabaj nie miał najmniejszych problemów z obroną.

      Swoje szanse na gole stwarzali także gospodarze spotkania. Jedną z nich zmarnował jednak Marcin Bojarski, który będąc sam na sam z Łukaszem Fabiańskim, nie potrafił opanować piłki. Inne akcje piłkarze "Craxy" kończyli zaś mocnymi, ale niecelnymi strzałami. Mecz toczył się jednak w szybkim tempie. Niejednokrotnie dochodziło też do starć na boisku. Najbardziej trudy walki odczuł Piotr Bronowicki, który sam grał zdecydowanie i tak też był traktowany przez rywali.

      Po przerwie Legia nadal była stroną przeważającą. W 51. minucie Janczyk wyszedłby sam na sam z Cabajem, gdyby nie fakt, że... poślizgnął się na murawie. Minutę później lepszy od kolegi mógł być Maciej Korzym. Niestety piłka po jego strzale znów nie znalazła drogi do siatki. Jednak w 58. minucie wydawało się, że bramka dla Legii po prostu musi paść. W polu karnym gospodarzy był prawdziwy kocioł. Z 5 metra strzelał Roger. Jego uderzenie dobijał jeszcze Janczyk. I choć Cabaj leżał już na murawie, piłka niczym zaczarowana nie wylądowała w bramce. Stara piłkarska prawda mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Na szczęście chyba nie znał jej Fabiański, który w 63. minucie, sobie tylko znanym sposobem obronił strzał Dariusza Kłusa. Zawodnik "Pasów" strzelał z najbliższej odległości, ale "Fabian" wyciągnął się jak struna i czubkami palców sparował uderzenie na rzut rożny. "Nie mówiłbym w tej sytuacji o intuicji czy odruchu. Po prostu czuję się bardzo dobrze, dynamicznie, a to przekłada się na moją grę" – skromnie wyjaśniał po meczu bohater Legii. Im bliżej końca meczu, tym częściej Fabiański musiał udowadniać, że czuje się dobrze i dynamicznie.

      Od 76. minuty Legia grała z dwoma nowymi napastnikami. Janczyka i Korzyma zastąpił duet Włodarczyk – Grzelak. I to właśnie oni mogli przesądzić o losach meczu. W doliczonym już czasie gry Grzelak dośrodkował wprost na głowę, stojącego na 8 metrze "Włodara". Ułamek sekundy później z ust warszawskich fanów rozległ się tylko jęk rozpaczy. "Musiałem długo czekać na piłkę. Gdybym na nią nabiegał byłoby dużo łatwiej" – zawile wyjaśniał przyczyny niecelnego uderzenia głową Włodarczyk. Kilka chwil później niedoszły strzelec bramki wyparzył na lewej stronie Rogera. Szybko podał mu piłkę, a Brazylijczyk błyskawicznie uderzył. Niestety futbolówka wylądowała tylko na słupku i bramki znów nie było. Jeszcze tylko Grzelak strzelał z 16 metra i sędzia zakończył spotkanie.

      W Krakowie legioniści stracili dwa punkty. Bełchatów pewnie wygrał z Górnikiem Łęczna i ma już 5 punktów przewagi nad obrońcami mistrzowskiej korony. Po dzisiejszym meczu zadowolonym można być tylko z zaangażowania piłkarzy Legii w grę. Skuteczność woła zaś o pomstę do nieba. "Nie jest dobrze, jeżeli ma się tyle szans strzeleckich, a nie wygrywa się spotkania" – narzekał po meczu Wojciech Szala. Nie sposób nie przyznać mu racji. Szansa na poprawę nastrojów już we wtorek. Legia pojedzie do Bełchatowa, by tam w rozgrywkach Pucharu Ekstraklasy, zmierzyć się z liderem ligi. "Spotkamy się w bezpośrednim pojedynku i wtedy zobaczymy ile są warci" – bojowo zapowiada "Włodar".

      Autor: Tomek Janus