Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Niedziela, 12 sierpnia 2007, godz. 19:15
Ekstraklasa - 3. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 22' Grzelak
1 (1)
Herb Dyskobolia Grodzisk Wlkp. Dyskobolia Grodzisk Wlkp.
    0 (0)

    Sędzia: Tomasz Mikulski
    Widzów: 6836
    Pełen raport
    Aleksandar Vuković wyskakuje do piłki - fot. Adam Polak

    Przełamali...

    Po siedmiu latach Legia pokonała u siebie Dyskobolię 1-0. Początek spotkania nie zapowiadał jednak tak trudnego meczu. Legioniści grali agresywnie raz po raz zagrażając bramce Przyrowskiego. Jedynego gola w meczu strzelił Grzelak, który ładnie minął w polu karnym 2 obrońców i posłał piłkę pod poprzeczkę. Od 30. minuty goście właściwie przejęli inicjatywę i do ostatnich sekund wynik wisiał na włosku.

    Legia zaczęła mecz z dużym impetem, jakby szybko chciała rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Szwankowała jednak skuteczność i kolejne okazje marnowali napastnicy Wojskowych. Sygnał do ataku dał Takesure Chinyama,strzelając zza pola karnego. Słabe uderzenie bez problemu wyłapał jednak Sebastian Przyrowski. Bramkarz grodziszczan musiał się jednak uwijać niczym w ukropie, bo na jego bramkę sunęły kolejne ataki legionistów. Swojej szansy szukał Bartłomiej Grzelak, ale bądź uderzał za słabo, bądź nie potrafił sobie poradzić z obrońcami. Okazję do otworzenia wyniku miał też Miroslav Radović. Niestety Serb grał zbyt egoistycznie i zamiast podawać do lepiej ustawionych kolegów, decydował się na słabe strzały.

    Wojskowi zdecydowanie dominowali nad rywalami i w pierwszych 30 minutach zdecydowanie zepchnęli grodziszczan do obrony. W 22. minucie przewaga Legii została udokumentowana golem. Akcję rozpoczął Edson, który ze środka boiska podał do Rogera. Ten spojrzał w prawo, ale podał na lewo do wbiegającego w pole karne Grzelaka. „Grzelu” przyjął piłkę, minął dwóch rywali i strzałem z lewej nogi nie dał szans bramkarzowi. To pierwszy „polski” gol strzelony przez Legię w tym sezonie. Uradowany strzelec czym prędzej pomknął więc do ławki rezerwowych, by podzielić się swoją radością ze sztabem szkoleniowym.

    Po wyjściu na prowadzenie Legia miała jeszcze kilka akcji do podwyższenia wyniku, ale końcówka pierwszej połowy należała do Dyskobolii. Najgroźniej pod polem karnym Wojskowych było w 38. minucie, gdy Jan Mucha wyszedł z piłką poza pole karne. Chwilę wcześniej Słowak starł się w powietrzu z Bartoszem Ślusarskim i myślał, że sędzia podyktował rzut wolny dla Legii. Nic takiego jednak nie miało miejsca i Tomasz Mikluski podyktowal rzut wolny dla gości. Na szczęście „Muszkin” naprawił swój błąd i efektownie obronił uderzenie rywala. Do przerwy było więc 1:0.

    Drugą odsłonę Legia zaczęła z jedną zmianą w składzie. Rogera zastąpił debiutujący przed warszawską publicznością Piotr Giza. Już kilka sekund po wznowieniu gry Dyskobolia mogła doprowadzić do remisu. Szczęśliwie dla legionistów nikt nie dobił piłki, która po uderzeniu Piotra Piechniaka przeleciała wzdłuż bramki. Akcja rozochociła jednak przyjezdnych. W 55. minucie tylko cud uchronił legionistów przed stratą bramki. Ów cud nazywał się „Rado”, gdyż Serb wybił piłkę z linii bramkowej. Chwile później mogło być jednak 2:0 dla Legii. Po szybkiej kontrze Chinyama wystawił piłkę Edsonowi. Strzał Brazylijczyka z ostrego kąta na rzut rożny sparował jednak Przyrowski.

    Z każdą minutą do głosu dochodzili jednak grodziszczanie. Na szczęście dobrze grał Mucha, który wyszedł obronną ręką z pojedynku z Adrianem Sikorą. Mięło kilkadziesiąt sekund i Słowak znów był w opałach. Tym razem jego umiejętności sprawdził Piechniak, ale znów górą był bramkarz Wojskowych. Z każdą minutą pod bramką Legii było coraz groźniej, a mecz zaczął być bliźniaczo podobny do spotkania z Cracovią. Znów po dobrej pierwszej połowie, kibicowskie serca musiały drżeć o dowiezienie korzystnego wyniku do ostatniego gwizdka. Zamiast spokojnej końcówki (w pierwszej połowie Wojskowi powinni strzelić kilka bramek), fani obejrzeli powtórkę sprzed dwóch tygodni. Momentami gra Legii przypominała obronę Częstochowy. Koniec końców, mimo nerwowego zakończenia, trzy punkty pozostały w Warszawie.

    Legia wygrała trzeci mecz z rzędu, ale wciąż jest wiele pracy przed trenerem Jana Urbana. Jego drużyna wciąż jest na etapie budowy i dobre mecze przeplata słabszymi. Najważniejsze jest jednak to, że Wojskowi potrafią inkasować komplet punktów także po słabszej grze. Urban musi jednak znaleźć receptę na dotarcie do swoich zawodników. Bo kolejną nerwową końcówkę kibice mogą przepłacić zawałem serca.

    Autor: Tomek Janus