Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Piątek, 19 października 2007, godz. 18:15
Ekstraklasa - 11. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    0 (0)
    Herb Odra Wodzisław Odra Wodzisław
    • 12' Szary
    1 (1)

    Sędzia: Adam Kajzer
    Widzów: 5557
    Pełen raport
    Piłkarze zamiast grać, postanowili zachęcać do pójścia na wybory - fot. Mishka

    Zrobili nas na Szaro

    To co wydawało się niemożliwe, w piątkowy wieczór stało się faktem. Skazywana na pożarcie Odra Wodzisław nie przestraszyła się Legii i po trafieniu Sławomira Szarego w 12. minucie, wywiozła z Warszawy komplet punktów. Po raz kolejny okazało się, że jeżeli Wojskowi pierwsi stracą bramkę, nie potrafią nie tylko wygrać, ale nawet zremisować. Na swoim koncie mają więc trzecią porażkę w tym sezonie. I co trzeba przyznać z żalem – jak najbardziej zasłużoną.

    Żałosne widowisko – tym krótkim określeniem można opisać to, co działo się na murawie w pierwszej połowie. Legia w niczym nie przypominała drużyny, która na początku rozjeżdżała rywali niczym rozpędzony walec. "Obawiam się rozluźnienia" - mówił Jan Urban przed meczem. Okazało się, że jego słowa były niestety prorocze. Odra, której szczytem marzeń mogło być wywiezienie z Łazienkowskiej jednego oczka, w 12. minucie prowadziła 1-0. Po serii rzutów rożnych legioniści w końcu nie upilnowali Sławomira Szarego i ten pokonał Jana Muchę.

    Stracona bramka nie podziałała zbyt ożywczo na piłkarzy Legii. Wciąż mnożyły się niecelne podania i głupie straty piłki. Zawodnicy wyglądali jakby byli zbieraniną przypadkowych osób, a nie zawodową drużyną piłkarską. Gdy już udało się przedrzeć pod bramkę Krzysztofa Pilarza, działy się niesamowite rzeczy. Nie było takiej akcji, której nie dałoby się zmarnować. A to Takesure Chinyama zbyt się odchylał i przenosił piłkę nad poprzeczką. A To Bartłomiej Grzelak nie mógł sięgnąć piłki. Wszystkich przebił jednak Kamil Grosicki. W 28. minucie piłka przypadkowo wylądowała pod nogami niepilnowanego "Grosika". Ten nie zastanawiając się długo z 25 metrów kopnął w kierunku pustej bramki. Tyle tylko, że piłka chybiła celu...

    Z obowiązku wypada dodać, że Legia zagrała dwójką napastników z przodu. Roszada trenera spowodowała, że na ławce usiadł Aleksandar Vuković. W obronie pojawił się natomiast Jakub Wawrzyniak, który zastąpił zmęczonego po środowym występie w meczu reprezentacji Tomasza Kiełbowicza. Po przerwie obydwaj pojawili się na murawie, ale styl Legii nie uległ wielkiej zmianie.

    Kibice raczeni byli wątpliwej jakości widowiskiem pt. "Jak zepsuć nawet najlepszą akcję". Gdy wydawało się, że nie da się zepsuć kontry, przytrafiało się niespodziewane podanie za plecy. Kopnięcia byle dalej też były nieodłącznym elementem gry, bo jak się bawić, to przecież na całego. Szczerze trzeba jednak przyznać, że legioniści w drugiej osłonie zagrali lepiej niż w pierwszych trzech kwadransach. Wreszcie zaczęli walczyć i za wszelką cenę dążyć do wyrównania. Tyle tylko, że w piątkowy wieczór nic im nie wychodziło.

    Nie pomogło wprowadzenie Miroslava Radovicia, który nie pociągnął Legii do przodu. To było zbyt trudne, bo Odra uszczęśliwiona skromnym prowadzeniem, ustawiła dziesięcioosobowy blok defensywny i modliła się o końcowy gwizdek sędziego. A ten sędziował dziś z aptekarską dokładnością, wychwytując nawet najdrobniejsze przekroczenie przepisów, co doprowadzało do szewskiej pasji kibiców. Ale to nie przez sędziego Legia przegrała z Odrą.

    "W piłce nie można lekceważyć nikogo. Jeżeli przez chwilę pomyślisz, że jesteś lepszy od przeciwnika, łatwo można przegrać" - mówił przed meczem Jan Urban. Słowa te dedykujemy piłkarzom Legii.

    Autor: Tomek Janus