|
Warszawa - Sobota, 30 maja 2009, godz. 17:00 Ekstraklasa - 30. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 33' Roger
- 42' Iwański (k)
- 90' Chinyama
- 90+3' Chinyama
|
4 (2) |
|
Ruch Chorzów
| 1 (1) |
Sędzia: Dawid Piasecki Widzów: 4000 Pełen raport |
|
Takesure Chinyama dzięki dwóm bramkom w meczu z Ruchem został królem strzelców - fot. Mishka |
Wicemistrzostwo dla Legii
Bez upragnionego mistrzostwa, bez krajowych pucharów, z matematycznymi szansami na zajęcie drugiego miejsca w lidze. W takiej sytuacji do ostatniego meczu sezonu z Ruchem Chorzów była się warszawska Legia. Jednak, aby realnie myśleć o uplasowaniu się tuż za krakowską Wisłą, trzeba było najpierw ograć śląską jedenastkę. Łatwiej powiedzieć, trudniej wykonać. Tym bardziej, że podopieczni Jana Urbana wiosną zdążyli dwukrotnie przegrać po 0-1 z Ruchem w Pucharze Polski. I bez znaczenia miało w tym przypadku miejsce rozgrywania spotkania. Jednak w walce o finał krajowego trofeum opiekun stołecznego zespołu desygnował do gry drugi garnitur, a teraz zagrał pierwszy skład.
Pierwsze minuty nie przyniosły zbyt wielu emocji. Obie ekipy grały dość niemrawo, a bramkowe akcje kończyły się na niecelnych uderzeniach. Tak było w przypadku legionistów, którzy przeważali od początku. Tak było również w przypadku chorzowian, którzy nastawili się na grę z kontry. Problemy ze stałymi fragmentami gry miał nawet Maciej Iwański, który nie potrafił dobrze dośrodkować do swoich kolegów. Niewykluczone, iż wpływ miała na to zbyt nasiąknięta piłka, która turlała się po mokrej murawie. Dopiero w 33. minucie gospodarze udokumentowali swą przewagę. Wspomniany "Ajwen" zdecydował się na uderzenie z dystansu, ale ostatecznie futbolówka wylądowała na rzucie rożnym. Do narożnika podszedł Dickson Choto, który zagrał w pole karne, gdzie odnalazł się błyskawicznie Roger Guerreiro. Pomocnik Legii z bliskiej odległości wpakował piłkę do bramki strzeżonej przez Krzysztofa Pilarza. Szał radości na trybunach, który powtórzył się po niespełna 10 minutach. Wówczas Adrian Paluchowski wystartował w pole karne, gdzie został zaczepiony przez bramkarza gości. Dawid Piasecki nie miał wątpliwości i wskazał na "wapno", a rzut karny na gola zamienił Maciej Iwański. Gdy wydawało się, że kibice będą mogli do końca pierwszej połowy śpiewać "Wyginam śmiało ciało, 2-0 mało!", tuż przed końcem regulaminowych 45 minut arbiter gwizdnął karnego dla Ruchu. Po rzucie rożnym chorzowian doszło do zagrania ręką przez Piotra Rockiego i w efekcie Pavol Balaz zmniejszył stratę do jednej bramki. Gwizdek sędziego i nim legioniści na dobre wznowili grę, już musieli schodzić na przerwę do szatni.
Ledwo rozpoczęła się druga odsłona, a już gorąco zrobiło się w szesnastce chorzowian. Z piłką uciekał Piotr Rocki, który odegrał do pokazującego się Miroslava Radovicia. Serbski pomocnik podciągnął kilka metrów, zgrał do środka, gdzie zamiast jego kolegów ofiarnie wybijał piłkę zawodnik w niebieskiej koszulce. Z dystansu próbował zaskoczyć jeszcze Komorowski, ale jego strzał okazał się bardzo niecelny. Po chwili gospodarze mieli szansę po rzucie rożnym. Co prawda Maciej Iwański wpakował piłkę między słupki, ale wcześniej sędzia dopatrzył się zagrania ręką przez Adriana Paluchowskiego i na Łazienkowskiej nadal było 2-1. Do zmiany tego stanu rzeczy wyśmienitą okazję miał Jakub Rzeźniczak. Zagrana w pole karne piłka minęła defensorów z Chorzowa i niespodziewanie wylądowała u stóp "Rzeźnika". Zaskoczony tą sytuacją obrońca Legii huknął z trzech metrów... prosto w słupek! W zamieszaniu poprawiał jeszcze Iwański, ale jego uderzenie spokojnie obronił Pilarz. W 68. minucie w dobrej sytuacji znalazł się Adrian Paluchowski. Młody napastnik wpadł z lewego skrzydła w pole karne, po czym próbował zaskoczyć rywala uderzeniem po ziemi. Niestety strzał przeszedł obok dalszego słupka i w efekcie chorzowianie mogli wznowić grę z... rzutu wolnego. Po chwili swoją równie klarowną akcję mieli gracze Ruchu. Na bramkę Jana Muchy sunęło trzech chorzowian, w tym będący przy piłce Wojciech Grzyb. Kapitan gości mógł zrobić w zasadzie wszystko i zamiast podawać do partnerów, huknął obok celu i nie pozostało mu nic innego, jak tylko złapać się za głowę. Widząc, co się dzieje na boisku, Jan Urban zdecydował się na dokonanie zmiany. W miejsce oklaskiwanego Rockiego wszedł bramkostrzelny Takesure Chinyama. Po chwili "Chini" miał okazję do wpisania się na listę strzelców, ale wcześniej liniowy dopatrzył się spalonego. Szkoda. Jednak, co się odwlecze, to nie uciecze. Tuż przed końcem spotkania "Tejksiu" znalazł się sam w polu karnym, gdzie płaskim strzałem zdobył swoją 18. bramkę. 3-1 i koniec? Tak mogło pomyśleć wielu fanów, ale gdy arbiter doliczył jeszcze 180 sekund, napastnik Legii kolejny raz trafił do siatki. 19 gol w sezonie zapewnił Legii zwycięstwo 4-1.
Wygrana legionistów, przy jednoczesnym remisie Lecha, dała warszawskiej drużynie wicemistrzostwo. Niemniej jednak takie osiągnięcie nie jest rozpatrywane w kategoriach sukcesu. Przed nami półtora miesiąca odpoczynku od piłki. Już w połowie lipca podopieczni Jana Urbana rozpoczynają walkę o europejskie puchary.
Autor: Fumen