|
Kielce - Poniedziałek, 26 kwietnia 2010, godz. 20:00 Ekstraklasa - 26. kolejka |
|
Korona Kielce
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
| 1 (0) |
Sędzia: Tomasz Mikulski Widzów: 10212 Pełen raport |
|
|
Wynik lepszy niż gra
O piątkowym zwycięstwie z Piastem trzeba było szybko zapomnieć. W poniedziałkowy wieczór piłkarze Legii musieli walczyć o kolejne punkty. Tym razem na przeszkodzie stanęła Korona Kielce. Rywal o tyle niewygodny, że warszawski zespół nie wygrał jeszcze na obiekcie "Scyzorów".
Jednak pierwsze minuty pokazały, jakby podopieczni Stefana Białasa byli myślami przy rywalizacji z gliwiczanami. Ekipa Marcina Sasala nie czekała na ruch gości, tylko od razu zaatakowała. Wyśmienitą okazję na otworzenie wyniku miał Pavol Stano. Po dośrodkowaniu Ediego Andradiny, Stano musnął główką piłkę, która odbiła się od słupka. Trzeba przyznać, że nie do tego przyzwyczaił nas duet Dickson Choto – Inaki Astiz. Nie lepiej prezentowali się ich koledzy z przedniej formacji, którzy nie potrafili zagrozić bramce Zbigniewa Małkowskiego. Co innego gospodarze, którzy co chwila starali się przeprowadzać akcje skrzydłami. Jak w ukropie uwijał się blok defensywny Legii, który starał się nie dopuścić Korony pod pole karne Jana Muchy. Akcje przerywane odgwizdaniem spalonego czy rzuty rożne na połowie gości, to stale powtarzający się obrazek pierwszej połowy. Stłamszona Legia nie potrafiła rozwinąć skrzydeł. Strzały warszawskiego zespołu można było policzyć na palcach jednej ręki. Było to efektem bardzo dobrej postawy defensywy gospodarzy, którzy skutecznie odcinali od podań Bartłomieja Grzelaka i Marcina Mięciela. A gdy już udało się podać, to odegranie pozostawiało wiele do życzenia. Brakowało wykończenia, zimnej krwi, spokoju. Takich problemów nie mieli kielczanie, którzy z łatwością przedostawali się w szesnastkę legionistów. Ofiarne interwencje Choto czy Astiza co chwilę przynosiły ulgę. Podobne uczucie z pewnością mieli gospodarze, kiedy tuż przed końcem pierwszej połowy świetnym uderzeniem popisał się Marcin Mięciel. Wyciągnięty jak struna Małkowski uchronił swój zespół od utraty bramki do szatni. Szybką odpowiedź dał duet Grzegorz Lech – Krzysztof Gajtkowski, ale na posterunku był Inaki Astiz, utrudniając oddanie strzału przez napastnika Korony. Jeszcze próbował zaskoczyć Muchę Jacek Kiełb, ale Słowak swoją postawą potwierdził słuszność wyboru działaczy Evertonu. Ostatecznie obie ekipy schodziły do szatni przy stanie 0-0.
Kto się spodziewał, że 15 minut przerwy pozytywnie wpłynie na legionistów, był w błędzie. Po zmianie stron do Korona ruszyła do groźnych ataków, czego efektem była akcja Gajtkowskiego oko w oko z Muchą. Po chwili liniowy podnósł chorągiewkę ku górze dopatrując się spalonego. Gospodarze grali swoje, a Maciej Iwański i spółka starali się nadążać nad akcjami ofensywnymi kielczan. Na atak, na dokładne podania, agresywną postawę już nie było miejsca. Ze stanu lekkiego znudzenia próbował wybudzić kibiców Tomasz Jarzębowski, który huknął z dystansu, wywalczając rzut rożny. To był impuls! Po chwili swoje okazji mieli Marcin Mięciel oraz Tomasz Kiełbowicz. Jednak do siatki trafił Jakub Wawrzyniak! "Rumiany" otrzymał piłkę z rzutu rożnego i głową skierował ją do siatki! Po godzinie gry prowadzenie objęła Legia, choć co do słuszności wyniku można było się sprzeczać. Natychmiast zareagował szkoleniowiec żółto-czerwonych i desygnował do gry Macieja Tataja. Wypoczęty napastnik miał za zadanie skutecznie wykańczać akcje kolegów, którzy mimo niekorzystnego rezultatu, nadal grali swoje, szukając sposobu na przechytrzenie Muchy. Dokładnie tak, jakby wciąż było 0-0. Natomiast Stefan Białas zaczął myśleć o obronie wyniku, wpuszczając na murawę Ariela Borysiuka kosztem Mięciela na 20 minut przed końcem spotkania. Posunięcie słuszne, bo po chwili Tataj z Edim siali postrach pod bramką Legii. Brakowało jedynie precyzji w uderzeniu i wykończeniu akcji. To nie był koniec. Nakręcani dopingiem gospodarze nie ustawali w atakach szukając sposobu do wyrównania, ograniczając jednocześnie legionistów w ofensywie. Taki stan rzeczy trwał aż do ostatniego gwizdka sędziego.
Legia wywiozła z Kielc komplet punktów, choć nikt nie powinien mieć pretensji, gdyby to gospodarze cieszyli się ze zwycięstwa. Korona grała ofensywny, agresywny futbol. Legia skupiała się na ofiarnych interwencjach w obronie, rzadko rozwijając skrzydła. Składne akcje podopiecznych Stefana Białasa były tylko epizodem poniedziałkowej rywalizacji. Jednak za kilka miesięcy nikt o tym nie będzie pamiętał. Teraz czas się skupić na jeszcze trudniejszym wyjeździe. W sobotę mecz o "sześć punktów" z Ruchem w Chorzowie.
Autor: Fumen