|
Poznań - Wtorek, 10 maja 2005, godz. 20:45 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Lech Poznań
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Hubert Siejewicz Widzów: 20000 Pełen raport |
|
Po zaciętym spotkaniu w Poznaniu padł rezultat bezbramkowy |
Bezbramkowe emocje
Po wysokiej wygranej Legii z Lechem w Warszawie kilka dni temu w lidze, teraz czekała nas wyprawa do Poznania by ta zmierzyć się w pierwszym ćwierćfinałowym meczu Pucharu Polski z „Kolejorzem”. I choć legioniści 3-0 pokonali u siebie zespół z Wielkopolski to tak naprawdę chyba nikt się nie spodziewał, że taki sam rezultat uda się powtórzyć na boisku rywala. Ostatecznie trener gości Czesław Michniewicz wymienił niemal pół wyjściowego składu na spotkanie z Legią. Mniejsze pole manewru miał Jacek Zieliński, który nie mógł skorzystać m.in. z usług Jakuba Rzeźniczaka oraz Piotra Włodarczyka, którzy zdawali w tym dniu maturę. Tym samym w miejsce młodego obrońcy w defensywie od pierwszych minut zagrał Dickson Choto. Był to pierwszy mecz od pierwszych minut piłkarza z Zimbabwe po dłuższej absencji spowodowanej kontuzją.
Zaplanowany na godzinę 20:45 mecz rozpoczął się z lekkim opóźnieniem. Od samego początku żadna z drużyn nie rzuciła się do ataków, bardziej badając rywala, wyczekując na bieg wydarzeń. Od pierwszych minut bardzo widoczny był w szeregach gospodarzy Piotr Świerczewski, który raz po raz uruchamiał grającą ofensywnie trójkę – Reiss, Zakrzewski, Wachowicz. Jednak jeszcze lepiej spisywała się defensywa Legii, dla której dużym wzmocnieniem jak się okazało był powrót Choto. Przez dłuższy okres żadna z drużyn nie zagroziła poważnie bramkarzom. Obaj owszem mieli trochę pracy, ale były to pewne, spokojne interwencje zarówno ze strony Boruca, jak i Piątka. Pierwszą dobrą okazję do strzelenia gola miał Marek Saganowski. W 37. minucie Jacek Magiera posłał piłkę w kierunku napastnika Legii. Wyskoczył do niej Zbigniew Wójcik, ale źle ją strącił i ta spadła wprost na nogi „Sagana”. Legionista wpadł w pole karne, zwodem ograł jednego z rywali, ale futbolówka lekko mu odskoczyła przez co Saganowski oddał nieczysty i zarazem lekki strzał w kierunku bramki gospodarzy. Bez trudu wyłapał Waldemar Piątek. Po chwili niespodziewanie boisko musiał opuścić Bartosz Karwan, który jak się okazało nabawił się uraz mięśnia dwugłowego uda i w jego miejsce wszedł Marcin Smoliński. Zaraz po tym jeszcze lepszą okazję na strzelenie upragnionego gola w pierwszej części gry mieli podopieczni Czesława Michniewicza. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego pierwszych 45. minut wyśmienitą szansę zmarnował Zakrzewski z Reissem. Pierwszy z nich otrzymał piłkę po błędzie Choto i uderzył prosto w Boruca. Odbita piłka wylądowała pod nogami Reissa, który sprytnym lobem chciał pokonać bramkarza Legii. Jednak na szczęście futbolówka przeszła nad poprzeczką gości i na zegarze widniał wynik 0-0. Po chwili sędzia dał znak na przerwę.
Po zmianie stron wiadomym było, że Lech będzie za wszelką cenę chciał zdobyć gola, który ułatwiłby im znacznie w kontekście rewanżu na Łazienkowskiej. To potwierdziło się zaraz po rozpoczęciu drugich 45. minut. Gospodarze od razu zaatakowali, ale na posterunku był niezawodny Artur Boruc, który w 50. minucie pewnie wyłapał uderzenie głową Świerczewskiego. Na tym jednak lechici nie poprzestali. Raz po raz sunęły ataki Lecha w kierunku pola karnego Legii, ale dobrze spisywała się defensywa drużyny z Warszawy. Ofensywne akcje gospodarzy pobudziły nieco do gry w ataku także gości. W 58. minucie akcję rozpoczął Jacek Magiera, który zagrał do Marcina Smolińskiego. Młody pomocnik bardzo dobrze dostrzegł wybiegającego na wolne pole Tomasza Kiełbowicza. Jednak w chwili podania sędzia dopatrzył się spalonego, choć to Saganowski, który nie brał udziału w akcji znalazł się na tej pozycji, a nie wspomniany Kiełbowicz. To był pierwszy poważny błąd sędziego, który dość dobrze prowadził te zawody. Na dodatek arbiter był bardzo oszczędny w karaniu piłkarzy kartonikami. Efekt? Pierwszą żółtą kartkę ujrzał w 62. minucie Maciej Scherfchen za faul na Kaczorowskim. Po chwili pierwszej zmiany dokonał szkoleniowiec gospodarzy, który w miejsce Zakrzewskiego wprowadził Sasina. Od tego momentu obie strony bardzo się uaktywniły. Atak za atak, kontra za kontrę, co chwila pod bramkami obu drużyn piłkarze stwarzali zagrożenie. Jednak to nie dało efektów w postaci bramek, gdyż bardzo solidnie spisywały się linie defensywne obu jedenastek. By jeszcze bardziej wzmocnić siłę ofensywną trener gospodarzy zdecydował się na wpuszczenie w 69. minucie Krzysztofa Gajtkowskiego kosztem Davida Topolskiego oraz 5 minut później Damiana Nawrocika w miejsce Zbigniewa Zakrzewskiego. Po chwili kolejną groźną akcję przeprowadzili piłkarze Lecha. Piotr Reiss zagrał do Krzysztofa Gajtkowskiego, który silnym strzałem zza pola karnego chciał zaskoczyć Artura Boruca. Jednak piłka poszybowała tuż nad bramką strzeżoną przez legionistę. Do końca spotkania pozostawało już coraz mniej czasu, a na zegarze było wciąż 0-0. W 80. minucie doskonałą okazję do zdobycia gola z rzutu wolnego miał Tomasz Kiełbowicz. Na około 30 metrze został sfaulowany Aleksandar Vuković przez Mariusza Mowlika. Do piłki podszedł wspomniany „Kiełbik”, który ładnie strzelił w światło bramki Piątka, ale bramkarz gości wspaniale interweniował wybijając futbolówkę na rzut rożny. Po chwili trener Zieliński zdecydował się na drugą roszadę w tym meczu. Plac gry opuścił Marek Saganowski, a w jego miejsce desygnowany został Dariusz Zjawiński. Tym samym szkoleniowiec Legii ewidentnie dał sygnał, że bezbramkowy remis w zupełności go zadowala. Jednak z takiego wyniku szczęśliwi z pewnością nie byli zawodnicy Lecha, którzy starali się atakować. Cóż z tego, skoro akcje te kończyły się tak jak poprzednio. Albo strzały były niecelne albo bardzo dobrze spisywała się obrona Legii z Dicksonem Choto na czele. I choć sędzia przedłużył mecz o 3 minuty to żadnej z ekip, a w szczególności poznaniakom nie udało się zdobyć bramki. Tym samym pierwszy mecz o półfinał Pucharu Polski zakończył się bezbramkowym remisem.
Rezultat 0-0 nie premiuje żadnej z drużyn przed rewanżem. Jedno jest pewne przy Łazienkowskiej nie zabraknie emocji. Zatem zapraszamy – 18 maja, godzina 20:00.
Autor: Fumen