Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Bełchatów - Piątek, 5 sierpnia 2005, godz. 19:00
Ekstraklasa - 3. kolejka
Herb GKS Bełchatów GKS Bełchatów
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 63' Klatt
    • 66' Klatt
    • 70' Klatt
    3 (0)

    Sędzia: Mariusz Podgórski
    Widzów: 7000
    Pełen raport
    Marcin Klatt strzela dla Legii pierwszego gola w sezonie 2005/06

    Klatt-trick

    Przed meczem w Bełchatowie wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie - czy Legia wreszcie "zaskoczy"? Po pierwszych 45-ciu minutach gry nadzieje na wywiezienie korzystnego wyniku stopniały niemal do zera - to GKS był przeważającą stroną, to bełchatowianie kontruowali groźne akcje. A Legia? A Legia nadal grała to, do czego przyzwyczaiła nas w poprzednich spotkaniach - w miarę ułożoną grę w defensywie, brak pomysłu na rozegranie akcji i zero sytuacji strzeleckich napastników. Zresztą ci ostatni, nie otrzymując podań od kolegów ze środka pola, niewiele mogli zdziałać pod bramką gospodarzy. Piłka uparcie zatrzymywała się więc przed polem karnym po podaniach Vukovicia czy Karwana lub padała łupem Pilarza po niecelnych dośrodkowaniach naszych skrzydłowych.
    Zieliński na pewno odczuwa coraz większą presję kibiców i prasy, mimo to konsekwentnie realizuje wcześniej obraną taktykę. Nie zmienia też zasadniczo ustawienia zespołu. I tak w Bełchatowie zobaczyliśmy "jedenastkę", którą mogliśmy podziwiać w poprzednich spotkaniach tego sezonu. Na stałe do składu wrócił jednak Włodarczyk, a nieskuteczny Klatt zaczął mecz na ławce rezerwowych. "Szczęście w nieszczęściu, że "Smoła" doznał kontuzji" - mówił po meczu szczęśliwy strzelec wszystkich trzech bramek dla Legii. "Mam nadzieję, że swoją grą przekonałem do siebie trenera, i w kolejnych spotkaniach wyjdę już w pierwszej jedenastce" - dodawał. Co ciekawe, w pierwszej połowie drużynę Legii nawiedziła plaga kontuzji. Z boiska zszedł nie tylko Smoliński, pożegnaliśmy także niezastąpionego do tej pory Dicksona Choto. "Kontuzja Diksiego jest dość poważna. Prawdopodobnie zobaczymy go na boisku dopiero za miesiąc" - mówili po meczu smutni trenerzy. W miejsce Choto wszedł niespodziewany rezerwowy - Jacek Magiera i zaprezentował się nienajgorzej.

    Pierwsza połowa była kontynuacją ostatnich "wyczynów" naszych piłkarzy. Młody Łukasz Fabiański miał sporo pracy, za to nasi napastnicy wcale się nie przemęczali. Bezproduktywnie biegał zarówno Włodarczyk, jak i Klatt, obrazu rozpaczy dopełniał Szałachowski, niemiłosiernie szarpany przez przeciwników. Cóż, warunki fizyczne na pewno nie pomagają "Szalce" w ciężkiej walce na boisku. Kilka razy dochodziło pod bramką Pilarza do ciekawych sytuacji - w jednej z nich chyba powinien być odgwizdany rzut karny - Szałachowski został bowiem wręcz wbity w ziemię przez jednego z piłkarzy gospodarzy. Gwizdek sędziego jednak milczał. Tak samo milczał podczas akcji, po której w polu karnym padł Bartosz Karwan - tym razem wydaje się jednak, że Karwan w żaden sposób nie był nieprawidłowo powstrzymywany. Szkoda więc, że nie próbował pociągnąć swojego rajdu z piłką do końca, bo to była jedna z ciekawszych akcji Legii podczas
    pierwszej połowy.
    Kibice gospodarzy od początku czekali na występ Marcina Chmiesta. Odpowiednio także postanowili go "przywitać". W nagrodę za walkę w barwach GKS-u, Chmiest został powitany wymownym transparentem "Marcin Ch. - od bohatera, do zera" oraz sporą dawką przekleństw, które jednak nie były zbyt adekwatne do sytuacji - Chmiest cały mecz spędził bowiem na ławce. Można gdybać, czy pojawiłby się na murawie stadionu przy niekorzystnym dla Legii wyniku - przy 3-0 Zieliński nie dał mu jednak szansy zaprezentowania się przed starymi "znajomymi".

    Kibice Legii, którzy w ilości ponad 500 przybyli do Bełchatowa, byli po pierwszej połowie bardzo rozczarowani. "W zasadzie można usiąść i ziewać" - słychać było w ich sektorze. "Jak tak dalej pójdzie, skończymy rozgrywki z zerowym kontem bramkowym" - dodawali zniechęceni.

    "W szatni trener mówił nam, że nie gramy źle. Wierzył w nas. Dlatego od początku zabraliśmy się do roboty" - twierdził w strefie wywiadów Klatt. I faktycznie, druga połowa to zupełnie inna Legia. Chociaż do 60 minuty meczu nic nie wskazywało na to, że gra legionistów ulegnie jakiejś znaczącej poprawie...
    W 63. minucie stało się to, na co musieliśmy czekać aż 243 minuty. Marcin Klatt po raz pierwszy pokonał bramkarza gospodarzy. Po indywidualnym rajdzie z kilku metrów wpakował piłkę w bramkę bełchatowian. Z radości na sektorze gości odpalonych zostało kilkadziesiąt rac, a nad stadionem rozgległ się głośny doping dla Legii. Szybko zdobyta bramka podbudowała chyba Legię, bo ta poszła za ciosem. A właściwie "poszedł", bo to były napastnik Kujawiaka stał się niekwestionowanym bohaterem meczu. Już 3 minuty po pierwszej bramce po raz drugi pokonał Pilarza, wykorzystując ładne dośrodkowanie z lewego skrzydła.
    Klatt przelobował bramkarza gospodarzy i wpadł w ramiona kolegów z drużyny. Chwilę później padła trzecia bramka - znów Klatt i znów Pilarz sięga załamany do siatki. W tym czasie piłkarze Legii wykonują taniec radości i składają ręce do popularnej "kołyski" - to Dickson Choto został - jak się okazało - szczęśliwym tatą.

    Mimo że do końca meczu wynik nie ulega już zmianie, Legia wyraźnie łapie wiatr w żagle. Vuković uderza w poprzeczkę z rzutu wolnego, potem na bramkę Pilarza ciągnie jeszcze kilka ataków. Próbują też gospodarze, jednak na posterunku stoi "Fabian", strzały bełchatowian są też bardzo niecelne.
    Chwilę później sędzia kończy spotkanie, a legioniści unoszą ręce w górę i podbiegają do sektora gości, by wraz ze swoimi kibicami cieszyć się z okazałego zwycięstwa. Najgłośniej fetowany jest oczywiście potrójny strzelec, Marcin Klatt.
    "Mówiłem, że ruszymy!" - cieszył się po meczu bramkarz Legii. Wszyscy cieszymy się ze zwycięstwa i czekamy na kolejne bramki naszych piłkarzy. Chcielibyśmy, żeby ta wygrana nie okazała się tylko wypadkiem przy pracy...

    Autor: turi