|
Poznań - Piątek, 30 września 2005, godz. 20:00 Ekstraklasa - 9. kolejka |
|
Lech Poznań
|
1 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Tomasz Mikulski Widzów: 26000 Pełen raport |
|
Obrońcy Legii raz nie upilnowali Iwana i przegraliśmy 1-0 |
Pierwsza porażka Wdowczyka
Mecze Legii z Lechem od wielu lat stanowią wielką atrakcję dla kibiców. Fani dodatkowo mobilizują się przed tymi spotkaniami, przygotowują oprawy, tworzą świetne widowiska. Również piłkarze zazwyczaj dostosowują się do panującej atmosfery i starają się stworzyć jak najlepsze widowisko. Dziś było inaczej...
Za nami już 9 spotkań w ekstraklasie i widać wyraźnie, że Legia jest najzwyczajniej w świecie słaba. Atakuje bez pomysłu, zbyt mało gra piłką, stwarza mało dogodnych sytuacji, a te które udaje się skonstruować, najczęściej są marnowane w głupi sposób.
Tuż przed rozpoczęciem gry prawie 27-tysięczna widownia zaśpiewała lechitom hymn klubu. Śpiew publiczności miał zagrzać do boju gospodarzy, którzy w lidze wygrali ostatni raz z Legią w 1998 roku 3-0. Lechici chcieli także podbudować się zwycięstwem nad Legią po niedawnej wysokiej porażce z Wisłą. Mimo że Lech był przed tym spotkaniem wyżej w tabeli od swych rywali, to trener Czesław Michniewicz w roli faworyta upatrywał legionistów.
Pierwsza połowa w wykonaniu Legii była słaba. Mogliśmy zobaczyć raptem kilka sytuacji pod bramką gospodarzy. Podczas jednej z nich stadion na chwilę zamarł. Wówczas to Piotr Włodarczyk trafił w słupek bramki Kotorowskiego.
Jedyna bramka meczu padła po przerwie. Do siatki legionistów trafił Tomasz Iwan. Szczęśliwy zdobywca gola wyskoczył poza boisko, za co został ukarany żółtą kartką. Spotkanie z Legią zdecydowanie było najlepszym meczem tego zawodnika w zespole Lecha. Nie dość, że zdobył gola, to jeszcze po faulu na nim boisko opuścić musiał za czerwoną kartkę Marcin Burkhardt.
Przewaga liczebna gospodarzy mogła wskazywać, że padnie kolejna bramka dla Lecha. Legioniści nie cofnęli się jednak do obrony, ale zaczęli grać znacznie lepiej niż w pierwszej połowie. Starali się atakować, jednak znów brakowało skuteczności, konsekwencji i pomysłu. Zabrakło też szczęścia, bo legioniści oddali kilka niezłych strzałów, ale Kotorowski był dziś w świetnej formie. W grę wdarła się nerwowość. Obserwowaliśmy dużo fauli, przepychanek. Sędzia często musiał sięgać do kieszeni po kartonik.
Pod koniec spotkania kibice z Warszawy rzucili na boisko race i świece dymne i tym samym doprowadzili do przerwania meczu. Po interwencji kapitana Legii, Łukasza Surmy, udało się ostatecznie dokończyć spotkanie. W końcówce Legia miała sporo szczęścia. Nieudaną interwencję zaliczył Marcin Rosłoń. Tak niefortunnie próbował wybić piłkę z pola karnego, że skierował ją do własnej bramki. Tylko przytomność i bardzo dobra interwencja całkiem dobrze dziś dysponowanego Łukasza Fabiańskiego uratowały Legię przed utratą gola. Chwilę po tej akcji sędzia zakończył mecz. Trzeba dodać, że Lech pozostawił dziś po sobie lepsze wrażenie i wygrał zasłużenie. Była to pierwsza porażka legionistów pod wodzą nowego trenera. Obserwując grę piłkarzy Legii w tym sezonie, bardzo łatwo można dojść do wniosku, że nie ostatnia...