Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Piątek, 3 marca 2006, godz. 20:00
Ekstraklasa - 18. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 88' Ouattara
1 (0)
Herb GKS Bełchatów GKS Bełchatów
    0 (0)

    Sędzia: Krzysztof Słupik (Tarnów)
    Widzów: 11000
    Pełen raport
    Szalona radość zawodników i trenera Wdowczyka

    Zasłużone, ale szczęśliwe zwycięstwo

    Długo oczekiwana wiosna 2006 rozpoczęła się od zwycięstwa Legii Warszawa. Po bramce Moussy Ouattary wojskowi pokonali GKS Bełchatów 1-0. Wygrana niewątpliwie cieszy, ale styl, w którym została osiągnięta nieco mniej. Triumf nad trzynastym w tabeli GKS-em legioniści zapewnili sobie dopiero w 88 minucie.

    Na trybunach stadionu Wojska Polskiego zgromadziło się ok. 11 tysięcy, spragnionych gry swych ulubieńców, fanów. Piłkarze chyba też stęsknili się za występami przed zapełnionymi trybunami, gdyż natychmiast wzięli się do roboty. Nie zdążyły jeszcze opaść skrawki konfetti, rzucone przez kibiców, a już znakomitą sytuację miał Dawid Janczyk. Niestety posłał piłkę nad poprzeczką bramki strzeżonej przez Piotra Lecha. Minęło kilka chwil i znów w doskonałej sytuacji znalazł się Janczyk. Lech wyszedł jednak obronną ręką z pojedynku z młodym legionistą. Legia wciąż nie zwalniała, jakby chciała rozstrzygnąć spotkanie już w pierwszych minutach. W 4 minucie po raz pierwszy swe umiejętności pokazał Roger Guerreiro. Jego chytry strzał minął bramkarza Bełchatowa, ale niestety był minimalnie niecelny. Mimo zdecydowanego szturmu wciąż utrzymywał się wynik 0:0.

    W 17 minucie ponownie dał o sobie znać Guerreiro. Wpadł w pole karne i groźnie strzelił. Lech sparował jednak piłkę na rzut rożny. Minutę później już trzecią znakomitą sytuację w pierwszej połowie miał Janczyk. Ku rozpaczy kibiców znów górą był Lech. Czas upływał, Legia dominowała, ale bramki nie padały. W 29 minucie sędzia podyktował rzut wolny dla Legii. Choć odległość do bramki wynosiła ok. 40 metrów, na strzał zdecydował się Edson da Silva. Równie silne, co niedokładne uderzenie minęło bramkę o kilkanaście metrów. Kilka minut później da Silva lepiej ustawił celownik. Po ośmieszeniu dwóch rywali, wbiegł w pole karne i oddał strzał, który tylko minimalnie minął bramkę GKS-u. Szansę na zmianę rezultatu miał jeszcze Moussa Ouattara. W doliczonym już czasie nie potrafił jednak skierować piłki do bramki z najbliższej odległości.

    Pierwsza połowa to całkowita dominacja Legii. Dominacja, która nie została jednak potwierdzona strzelonymi bramkami. Piłkarze z Bełchatowa zostali zamknięci na własnej połowie i tylko czasami usiłowali przeprowadzać kontry. Nie przynosiły one jednak większego rezultatu, gdyż były neutralizowane przez warszawską obronę już w okolicach 30 metra. Łukasz Fabiański nie miał nic do roboty i co bardziej troskliwi fani zaczęli się martwić, że warszawski bramkarz może zmarznąć. Szczególnie aktywni był Janczyk i Aleksandar Vuković. Młody napastnik Legii tylko do siebie może mieć pretensje, że mimo kilku dogodnych okazji, nie wpisał się na listę strzelców. Natomiast „Vuko” był w każdym miejscu na boisku. Ambicji można mu było tylko pozazdrościć.

    Na drugą połowę spotkania Legia Warszawa wyszła z jedną zmianą w składzie. Marnującego wiele okazji Janczyka, zmienił debiutant Michal Gottwald. Początkowo obraz gry do złudzenia przypominał pierwszą połowę. Frontalne ataki legionistów i nieśmiałe kontry piłkarzy z Bełchatowa. Jednak z czasem gracze GKS-u zaczynali grać coraz śmielej. Ponieważ wojskowi wciąż nie potrafili strzelić bramki, a dodatkowo w ich grę wkradł się chaos i brak pomysłu na sforsowanie obrony przeciwnika, na boisku i trybunach zrobiło się nerwowo. Zauważył to trener Dariusz Wdowczyk, który, by zapobiec powtórce z grudniowego spotkania z Górnikiem Łęczna, przeprowadził kolejną zmianę. Za niewidocznego Bartosza Karwana do gry posłał Sebastiana Szałachowskiego. Diametralnej poprawy jednak nie było. Tymczasem na boisku doszło do nerwowej sytuacji. W 65 minucie Marcin Kowalczyk brutalnie zaatakował Guerreiro. Z odwetem dla rodaka pospieszył da Silva i tylko zdecydowana reakcja sędziego zapobiegła poważniejszej wymianie argumentów. Guerreiro, po opatrzeniu przez lekarzy, powrócił na boisko. Po chwili nie atakowany przez nikogo znów padł na boisko i było jasne, że dziś już nie pogra. Sympatycznego Brazylijczyka pożegnały brawa kibiców, za które Guerreiro zrewanżował się pokazując kibicom wyciągniętą dłoń z palcami ułożonymi w charakterystyczną „elkę”.

    Po zejściu Guerreiro na boisku pojawił się Tomasz Kiełbowicz. Sytuacja na murawie nie ulegała wciąż zmianie. Co gorsza piłkarze z Bełchatowa poczynali sobie coraz śmielej, raz po raz zapędzając się pod bramkę Fabiańskiego. Legioniści imali się różnych sposobów by zdobyć upragnioną bramkę. Zbyt często ich podania trafiały wprost pod nogi rywali. Prostopadłe podania nie trafiały do adresatów, a za słabe dośrodkowania były wybijane przez obrońców lub padały łupem Lecha. W 83 minucie groźnie strzela Łukasz Garguła, ale piłka mija bramkę Fabiańskiego. Gdy kibice powoli zaczęli godzić się z remisem gol jednak padł. Po faulu przy linii bocznej piłkę ustawił da Silva. Mocno dośrodkował w pole karne i po chwili piłka zatrzepotała w siatce. Szaleńczy taniec radości odtańczył Moussa Ouattara, który skierował piłkę do siatki. Jak pokazały jednak telewizyjne powtórki, nie jest do końca pewne czy to popularny „Terminator” jest autorem bramki. Być może był to gol samobójczy. Najważniejsze, że piłka znalazła drogę do bramki. W końcówce gracze z Bełchatowa rzucili się do szaleńczych ataków, ale nie byli w stanie wydrzeć Legii zwycięstwa.

    Dobra pierwsza połowa i słaba druga. Tak najkrócej można podsumować pierwszy mecz Legii Warszawa w 2006 roku. Cieszy zwycięstwo, jednak do mistrzostwa droga wciąż daleka. Mecz z GKS-em Bełchatów pokazał, że wiele jeszcze trzeba poprawić w grze Legii. Martwią niewykorzystywane sytuacje. GKS nie znalazł recepty na Legię. Pozwolił na zwycięstwo mimo iż Legia nie pokazała nic wielkiego. Groclin Grodzisk Wielkopolski może nie być już tak łaskawy.

    Autor: Tomek Janus