|
Łódź - Piątek, 27 października 2006, godz. 20:00 Ekstraklasa - 12. kolejka |
|
Widzew Łódź
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
| 1 (1) |
Sędzia: Tomasz Mikulski Widzów: 10000 Pełen raport |
|
Miroslav Radović w akcji - fot. Mishka |
Widzew ograny!
Choć sezon ligowy składa się z 30. spotkań to są mecze ważne i ważniejsze. Mecz z Widzewem w Łodzi należy do tych najważniejszych. Wyzwala szczególne emocje nie tylko wśród kibiców i piłkarzy, ale nawet wśród dziennikarzy z obu miast. Mało co może się porównać z wygraną na stadionie rywala. W piątkowy wieczór legioniści, po golu Rogera, trzeci raz z rzędu poznali smak wygranej w paszczy lwa. A smak ten jest naprawdę niepowtarzalny.
Decydującą o zwycięstwie Legii akcję przeprowadził w 21. minucie Miroslav Radović. Przedarł się lewym skrzydłem pod bramkę widzewiaków. Wpadł w pole karne i został powalony na ziemię. Sędzia Tomasz Mikulski nie miał innego wyboru niż wskazanie na punkt oddalony 11. metrów od bramki. Do piłki podszedł Roger. Chwile później stadion zamarł a cieszyło się tylko kilkanaście osób na murawie. Legia prowadziła 1:0 i jak okazało się później nie oddała prowadzenia do końca meczu.
W Łodzi do pierwszego składu Wojskowych powrócił Łukasz Surma. W środku pola zajął miejsce Marcina Burkhardta. W piątkowy wieczór najmocniejszą formacją Legii była jednak obrona. Dickson Choto i Herbert Dick byli nie do przejścia. Praktycznie nie popełniali błędów i rozbijali wszystkie akcje gospodarzy. A jeżeli przytrafiały się im pomyłki to widzewiacy nie potrafili pokonać dobrze broniącego Jana Muchę. W 25. minucie nawet słowacki bramkarz nie był w stanie powstrzymać Stefano Napoleoniego. Włoch znalazł się przed bramką, ale nie niepokojony przez nikogo strzelił głową obok bramki. Na więcej łodzian nie było stać. Legia pokazała kto jest mistrzem Polski a kto beniaminkiem i dominowała na boisku w Łodzi. Choć nie grała porywająco to umiejętnie oddalała grę od własnego pola karnego i na długie minuty zamykała widzewiaków na ich połowie. Gospodarze, dopingowani przez 10 tys. fanów robili co mogli by doprowadzić do remisu. W 30. minucie do remisu mógł doprowadzić Jakub Wawrzyniak, ale przestrzelił z najbliższej odległości.
Drugą połowę Legia zaczęła z jedną zmianą w składzie. Bezbarwnego Dawida Janczyka zastąpił Elton Brandao. Brazylijczyk nie zagrał jednak lepiej od Janczyka. Zmarnował dwie dobre sytuacje strzeleckie. Mimo to z przodu robił więcej zamieszania niż młody napastnik Wojskowych. Po przerwie na boisku wciąż dominowali legioniści, ale z biegiem czasu coraz groźniej atakowali gospodarze. Szczególnie groźne były stałe fragmenty w ich wykonaniu. Na szczęcie Legia miała w swoim składzie Dicka o Choto oraz Muchę, który meczem w Łodzi udowodnił, że należy mu się miejsce w pierwszym składzie.
Mijały minuty a gra stawała się coraz bardziej nerwowa. Legia zadowolona prowadzeniem zaczęła grać na czas. Tymczasem Widzew zaciekle dążył do wyrównania, a Wojskowi robili wszystko by obronić remis. Wiadomo, że w takim meczu każdy chce wygrać. Jednak chęć wygranej nie usprawiedliwia zachowań, które nie przystoją cywilizowanemu człowiekowi. A właśnie świadkiem takich zachowań byliśmy pod koniec spotkania. Mimo, że przed meczem piłkarze obu drużyn wyszli w koszulkach z napisem „Czerwona kartka agresji i rasizmowi” to szybko zapomnieli o tej szczytnej idei. Widzewiacy zirytowani swoją bezsilnością po jednym z ostrych starć zaatakowali Eltona. W jego obronie stanął Junior i Choto. Po kilku chwilach na murawie trwała już regularna przepychanka. Jakub Rzeźniczak trzymał się za oko. Sędzia całkowicie się pogubił i usunął z boiska Eltona i Juniora. Szczególne kara dla tego drugiego jest dyskusyjna, gdyż Brazylijczyk nikogo nie atakował a cały czas odciągał od całego zamieszania swego rodaka. Chwilę potem sędzia gwizdnął po raz ostatni i wygrana w Łodzi stała się faktem.
Legia nie zagrała porywająco, ale wygrała bardzo prestiżowy mecz. W jaskini lwa pokazała mądrość i opanowanie i dzięki temu może do swojego konta dopisać trzy punkty. To trzecia wygrana Wojskowych z rzędu. Okazją do potwierdzenia zwyżki formy będzie kolejny prestiżowy mecz. Tym razem na Łazienkowską przyjedzie Lech Poznań. Trener Dariusz Wdowczyk może mieć problem z zestawieniem linii ataku przed tym meczem. Z kadry za czerwoną kartkę wypadł Elton. W napadzie może co prawda zagrać Janczyk i Szałachowski, ale jedyną alternatywą pozostanie wtedy Maciej Korzym, który nie grał w tym sezonie zbyt dużo. Na szczęcie w Legii są jeszcze boczni pomocnicy, którzy często zapędzają się pod bramkę przeciwnika.
Autor: Tomek Janus