|
Warszawa - Piątek, 3 listopada 2006, godz. 20:00 Ekstraklasa - 13. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 54' Szałachowski
- 60' Szałachowski
- 86' Radović
|
3 (0) |
|
Lech Poznań
| 2 (0) |
Sędzia: Krzysztof Słupik (Tarnów) Widzów: 13000 Pełen raport |
|
W taki sposób Miroslav Radović dał zwycięstwo Legii nad poznańskim Lechem! - fot. Mishka |
Horror dla Legii!
Zwycięska passa trwa. Po wygranej z Widzewem w Łodzi tym razem Legia odprawiła z kwitkiem poznańskiego Lecha. Trzy punkty nie przyszły jednak łatwo. Choć Wojskowi prowadzili już 2:0 to na osiem minut przed końcem, na boiskowy zegarze widniał wynik 2:2. Na szczęście Legia ma w swoim składzie Miroslava Radovića, który znów zapewnił wygraną. To czwarta wygrana z rzędu legionistów, którzy udowodnili, że za wcześnie skreślono ich z walki o mistrzowską koronę.
Pierwszą połowę najlepiej było by przemilczeć. Piłkarze obu drużyn grali słabo i fani mogli skupić się na tym jak nie dać się zimnu niż na wydarzeniach na boisku. Niski poziom pierwszych trzech kwadransów Łukasz Surma tłumaczył wzajemnym respektem obu drużyn wobec siebie. Respekt respektem, ale jeżeli dwie najskuteczniejsze drużyny ligi nie potrafią oddać celnego strzału to coś jest nie tak. Festiwal nieskuteczności rozpoczął Dawid Janczyk, który już w pierwszych sekundach meczu mógł pokonać Krzysztofa Kotorowskiego. Niestety jego strzał chybił celu. Młody napastnik często niepokoił defensorów z Poznania. Nie miał jednak szczęścia do sędziego liniowego, który ciągle widział go na spalonym. Wydaje się, że przynajmniej w jednej sytuacji decyzja liniowego była zbyt pochopna. Ponieważ goście dostroili się do poziomu Wojskowych w pierwszej połowie byliśmy świadkami dużej porcji walki nie przekładającej się na bramki. Na szczęście dla zmarzniętych fanów po przerwie zobaczyliśmy dużo lepszą grę.
W 55. minucie było już 1:0 dla Legii. Przed polem karnym faulował Marcin Wasilewski. Do piłki podszedł Aleksandar Vuković. Serb krótko podał do Sebastiana Szałachowskiego a ten mocnym strzałem przy słupku otworzył wynik spotkania. Nad stadionem rozległo się gromkie „JEEEST!!!”. Tylko kilkuset fanów spod zegara nie zachowało grobową ciszę. Sześć minut później ich milczenie zostało pogłębione. I znów za sprawą Szałachowskiego. Akcję zaczął prostopadłym podaniem Wojciech Szala. Piłka powędrowała do Radovića, który wypatrzył w polu karnym „Szałacha”. Szybka decyzja i było 2:0. Legia atakowała i kolejne bramki wydawały się kwestią czasu. I rzeczywiście bramki padały. Tyle, że strzelali je goście. W 66. minucie Jan Mucha przegrał pojedynek sam na sam z Piotrem Reissem i było już tylko 2:1. Zaczęło się robić nieciekawie zwłaszcza, że kilka chwil wcześniej Muchę mógł pokonać Zbigniew Zakrzewski, który zmarnował dogodną sytuację. Gra Legii zaczęła przypominać tą z pierwszej połowy a tymczasem Zakrzewski wyciągnął wnioski ze zmarnowanej sytuacji. Gdy w 82. minucie dostał kolejną szansę już jej nie zmarnował. Wtedy to wykorzystał podanie Przemysława Pitry i z 2:0 zrobiło sie 2:2. Widać było, że to goście są stroną przeważającą i chcą zagrać o całą pulę. Wtedy nadziali się jednak na kontrę Legii. Lewym skrzydłem pomknął Tomasz Kiełbowicz. Popędził do linii końcowej i dośrodkował w pole karne. Tam do piłki dopadł Radović. Serb nie za dobrze przyjął piłkę. Strzelił jednak bardzo dobrze. Piłka ugrzęzła w siatce a na stadionie zapanowała euforia. I znów tylko przybysze z Wielkopolski mieli skwaszone miny. Pod koniec trzecią bramkę mógł ustrzelić „Szałach”, ale tym razem górą był Kotorowski.
Legia wygrała czwarty mecz z rzędu i umocniła się w czubie tabeli. Zwyciężyła w prestiżowych pojedynkach z Widzewem i Lechem i już zapomniała o kryzysie formy z początku sezonu. Wygląda na to, że Dariusz Wdowczyk wreszcie poukładał wszystkie klocki tak jak należy. Pierwsze gole w lidze puścił Jan Mucha, ale jeżeli Wojskowi nadal będą strzelać przynajmniej jedną bramkę więcej niż przeciwnicy, to nie ma w tym nic niepokojącego. Do końca rundy pozostały już tylko dwa spotkania. Za tydzień na Łazienkowską przyjedzie Odra Wodzisław. Rywal z dużo niższej półki niż Widzew i Lech. Oby Wojskowi go nie zlekceważyli, bo Odra w przeszłości potrafiła wygrać z Legią i to nawet w Warszawie.
Autor: Tomek Janus