Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Łódź - Piątek, 23 marca 2007, godz. 19:45
Puchar Ekstraklasy - Faza grupowa - 6. mecz
Herb ŁKS Łódź ŁKS Łódź
  • 30' Madej
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 74' Paluchowski
  • 89' Hugo
2 (0)

Sędzia: Grzegorz Stęchły
Widzów: 900
Pełen raport
Miroslav Radović w akcji - fot. Mishka

Przełamali się

Po serii nieudanych meczów legioniści w końcu wygrali. Spotkanie w Łodzi, które stało na średnim poziomie, zakończyło się szczęśliwie dla podopiecznych Dariusza Wdowczyka. ŁKS objął prowadzenie w 30. minucie po ładnej akcji Łukasza Madeja z Mariuszem Magierą. Legioniści zagrali jednak ambitnie i w 74. minucie do wyrównania doprowadził Adrian Paluchowski, a w 89. minucie na 2-1 głową strzelił Hugo.

Sam mecz był typowym spotkaniem o nic, gdyż Legia była już pewna awansu, a ełkaesiacy nie mieli na niego szans. Mimo to trener Wdowczyk tym razem nie wystawił do gry głębokich rezerw. W wyjściowym składzie zabrakło tylko kontuzjowanych oraz Dawida Janczyka, który został w Warszawie. Obaj szkoleniowcy nie zamierzali jednak odkrywać wszystkich kart, gdyż już w przyszłą niedzielę oba kluby spotkają się w walce o ligowe punkty.

Pierwsze minuty to nieciekawa gra z obu stron. Legioniści usiłowali grać długimi podaniami, z pominięciem drugiej linii. Niestety piłki często, zamiast trafiać do Macieja Korzyma i Piotra Włodarczyka, padały łupem Tomasza Hajty i Tomasza Kłosa. Bramkarz ŁKS-u nie musiał więc zbyt się wysilać. W 26. minucie na strzał z blisko 30 metrów zdecydował się Piotr Bronowicki. Mocne uderzenie obrońcy Legii pewnie obronił jednak golkiper gospodarzy. W 30. minucie ŁKS prowadził 1-0. Cała akcja obnażyła braki w obronie Wojskowych. Z prawej strony dobre podanie dostał Miroslav Opsenica. Przerzucił piłkę na lewo w pole karne, gdzie już czekał Magiera. Ten przyjął piłkę i podał ją do Madeja, który strzałem przy słupku pokonał Fabiańskiego. Całej akcji bezradnie przyglądali się defensorzy Legii.

Kilka chwil później na murawie rozpoczęła się... regularna bijatyka. Po jednym ze starć z Tomaszem Hajtą, na murawie wylądował Łukasz Surma. Szybko podniósł się i sam chciał wymierzyć sprawiedliwość. Ponieważ obrońca ŁKS-u znany jest ze swego porywczego charakteru, nie dał sobie w kaszę dmuchać. Po chwili szamotali się już prawie wszyscy zawodnicy. Ostatecznie sytuację uspokoili sędziowie. Dwaj prowodyrzy i Włodarczyk obejrzeli zaś żółte kartoniki.

Druga połowa przebiegała w podobnie leniwym tempie, jak pierwsze trzy kwadranse. Ciekawiej zrobiło się w 70. minucie, gdy na murawie pojawił się Adrian Palchowski. Już w jednej z pierwszych akcji "Paluch" doprowadził do wyrównania. Akcję rozpoczął Włodarczyk, który otrzymał piłkę przed polem karnym. Zauważył z lewej strony Miroslava Radovića i dośrodkował do Serba. Ten przyjął piłkę na klatkę piersiową i wbiegł w pole karne. Tam ładnym zwodem minął dwóch obrońców i wyłożył piłkę na 6 metr, gdzie był już Paluchowski, który spokojnie przyjął piłkę i pewnym strzałem nie dał szans Sabeli. Aż trudno uwierzyć, że to dopiero drugi mecz "Palucha" w barwach Legii.

Wojskowi podbudowani strzelonym golem, zaczęli ambitnie walczyć o zdobycie zwycięskiej bramki. W 84. minucie ponowie na listę strzelców mógł wpisać się Paluchowski. Tym razem zabrakło jednak precyzji. Strzał głową młodego napastnika minął poprzeczkę o metr. Jednak co się odwlecze... W 89. minucie legioniści zdobyli zwycięskiego gola. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka wylądowała na głowie Hugo. Brazylijczyk niewiele myśląc uderzył więc w kierunku bramki. Celność strzału pozostawiałaby wiele do życzenia, ale na linii strzału znalazł się jeden z obrońców ŁKS-u. Piłka odbiła się od niego, czym zupełnie zmyliła Sabelę. Było więc 2-1 dla Legii, a zniechęceni gospodarze nie podjęli już walki o remis.

W meczu z ŁKS-em legioniści nie zagrali oszałamiająco, ale przynajmniej wygrali. Nie załamali się także po straconej bramce i potrafili odrobić straty. A już w przyszłą niedzielę obie drużyny spotkają się ponownie. Tym razem w rywalizacji o ligowe punkty. Dobrze byłoby, gdyby wówczas także to Wojskowi mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Na mistrzostwo praktycznie nie ma już szans, ale może uda się awansować choćby do europejskich pucharów.

Autor: Tomek Janus