Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Poznań - Sobota, 19 maja 2007, godz. 19:30
Ekstraklasa - 28. kolejka
Herb Lech Poznań Lech Poznań
  • 12' Zając
  • 40' Zając
  • 73' Zakrzewski
3 (2)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 60' Włodarczyk
1 (0)

Sędzia: Jarosław Żyro
Widzów: 26000
Pełen raport
Grzegorz Bronowicki w walce o piłkę - fot. Adam Polak

Legia grała, Lech strzelał

Trzy identyczne bramki stracili legioniści w spotkaniu z Lechem Poznań. Dwukrotnie Fabiańskiego pokonał Zając, raz Zakrzewski. Niestety wynik zupełnie nie oddaje przebiegu spotkania. Przez zdecydowaną jego większość to nasza drużyna przeważała, dużo atakowała, stworzyła sobie kilka wyśmienitych okazji, ale po prostu brakowało: raz szczęścia, dwa zimnej krwi. Lechitom w tym spotkaniu oprócz licznej publiczności pomogła także poprzeczka (po strzale Radovicia) i słupek (po uderzeniu Włodarczyka). O miejsce gwarantujące występy w Pucharze Intertoto przyjdzie więc jeszcze mocno powalczyć.

Spotkaniem z Legią cały Poznań żył już od dobrych kilku tygodni. Gdy więc Zając w 11. minucie dal poznaniakom prowadzenie, 26 tys. ludzi wpadło w amok. Gol był świadectwem przewagi Lecha i fatalnego lewego skrzydła w obronie Legii. „Razem wygrywamy i razem przegrywamy” - bronili po mecze swoich kolegów legioniści. Przewaga gospodarzy utrzymała się do ok. 20. minuty. Wtedy do głosu doszli Wojskowi. Brakowało jednak ostatniego podania, które otworzyłoby drogę do bramki. Gdy wreszcie takie podanie dotarło do Miroslava Radovića, z pomocą Krzysztofowi Kotorowskiemu przyszła poprzeczka. W drugiej połowie bramkarzowi Lecha pomógł też słupek, na którym piłka wylądowała po strzale Piotra Włodaczyka.

Wcześniej jednak Lech podwyższył na 2:0. Trudno nawet wyjaśnić skąd ten gol, bo to Legia dominowała na murawie stadionu przy ul. Bułgarskiej. Wystarczyła jednak jedna głupia strata w środku pola i piłka powędrowała na prawą stronę. Tam znów zamiast naszych obrońców, hulał wiatr. Zajac nie miał wiec problemów, by po raz drugi wpakować piłkę do siatki. W tej sytuacji nie popisał się też Łukasz Fabiański. „Na pewno moja interwencja nie pomogła drużynie” - kajał się po meczów „Fabian”. Nie zmienia to jednak faktu, że do przerwy całkowicie niezasłużenie Lech prowadził 2:0.

Druga połowa zaczęła się od frontalnych ataków Legii. Lechici ograniczali się tylko do dalekich wybić piłki i błagalnie patrzyli na zegar. Co mógł, robił Kotorowski, który z prawdziwie angielską flegmą opóźniał wybicie piłki do granic przyzwoitości. Nie dekoncentrowało to jednak legionistów, którzy metodycznie konstruowali ataki. Najpierw w słupek strzelił Włodarczyk. Kilka chwil było lepiej, bo „Włodar” wpakował piłkę do siatki. Było już tylko 1:2 i Wojskowi rzucili się na lechitów, jak rekin, który poczuje krew. I znów jednak przypadkowa akcja zmieniła obraz gry. Po akcji prawą stroną w polu karnym znalazł się Zakrzewski i strzałem w długi róg nie dał szans Fabiańskiemu. Legia usiłowała jeszcze ambitnie walczyć, ale z legionistów wyraźnie uszło już powietrze.

Okazuje się, że nawet o miejsce gwarantujące start w Pucharze Inetrtoto trzeba mocno powalczyć. Chrapkę na trzecią lokatę wciąż ma Lech i Korona Kielce. A juz we wtorek Legię czeka ciężka wyprawa do będącej na fali Odry Wodzisław. Wodzisławianie w ostatniej kolejce pokonali Widzew Łódź, a na rozkładzie mają już Wisłę Kraków, GKS Bełchatów i Koronę Kielce. Zapowiada się więc ciężki mecz. Ale legioniści zapowiadają, że jadą po komplet punktów.

Autor: Tomek Janus