|
Lubin - Piątek, 31 sierpnia 2007, godz. 20:00 Ekstraklasa - 6. kolejka |
|
Zagłębie Lubin
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
- 17' Gomes (sam.)
- 90+3' Korzym
| 2 (1) |
Sędzia: Robert Małek Widzów: 12000 Pełen raport |
|
Kibice Legii na stadionie Zagłębia Lubin - fot. Mishka |
Na nielegalu
Jak wyjazd do Lubina, to na nielegalu. Taka zasada obowiązuje już od trzech lat. Na szczęście lubinianie nie widzą sensu w meczach, które toczą się jedynie w obecności kibiców gospodarzy i po raz kolejny nie robili problemów z wpuszczeniem grupy z Warszawy. Na kolejny zakazany wyjazd dotarło ok. 350 osób, co ze względu na odległość i termin spotkania, należy uznać za bardzo przyzwoity wynik. Po meczu cała grupa we wspaniałych nastrojach świętowała kolejną wygraną razem z piłkarzami. Szkoda, że takie obrazki mają miejsce jedynie na wyjazdach.
Ze stolicy do Lubina można jechać na wiele różnych sposobów. Niestety każdy z wariantów miał jeden feler - remonty, zwężenia itp. powodowały korki i dłuższy niż planowano czas dojazdu. W konkretnym miejscu przejęli nas miejscowi i w sprawny sposób przetransportowali w okolice stadionu. Początkowo na sektorze było zaledwie 100 osób, ale z każdą minutą docierali kolejni legioniści. I tak przez cały mecz. Łącznie w sektorze D11 zameldowało się nas 350. Nasza obecność nie była w stanie zdziwić naszego prezesa, "Mikiego", który wszak twierdzi, że... konfliktu z kibicami nie ma. O tym, że prezes i dyrektor ds. bezpieczeństwa nie cieszą się sympatią wśród "bandyctwa" z Warszawy, przekonali się jeszcze w I połowie. "Miklas frajerze, nam Legii nikt nie odbierze" - niosło się z naszego sektora.
Przed rozpoczęciem meczu kibice z Warszawy zaintonowali hymn narodowy. "Jeszcze Polska nie zginęła..." - potwierdzało, że legioniści pamiętają, co działo się w sierpniu 80 roku w Lubinie (świadczyć o tym mógł również transparent "Precz z komuną i jej spadkobiercami! Mordercy z ZOMO - pamiętamy!"). Ku naszemu zdziwieniu, reakcja gospodarzy była nietypowa. Dopiero po pierwszej fali gwizdów Zagłębie przyłączyło się do Mazurka Dąbrowskiego. Później obie strony zaczęły doping dla swoich drużyn. O ile Zagłębie nieźle dopingowało do 16 minuty, to po stracie bramki, znacznie przycichło. My natomiast prezentowaliśmy się całkiem nieźle, wspierając piłkarzy i... "jadąc" działaczy. Od strony ultras warto dodać, że gospodarze przygotowali w swoim młynie (obok krytej) oprawę składającą się z kartonów, sektorówki oraz transparentu "Non omnis moriar". Na naszym płocie zabrakło flag, aby gościnne Zagłębie nie musiało płacić za nas kary (zgodnie z relacją we wrocławskim radio - "Na trybunach jest cały sektor kibiców z Warszawy. Wszyscy stoją incognito"). Wisiał jedynie transparent "OE - przestańcie karać, zacznijcie rozmawiać". Taki sam mógłby być skierowany do naszych działaczy, ale chyba nie przyniósłby rezultatu. Przecież wszystko jest w jak najlepszym porządku, nieprawdaż?
Prezes Miklas w wywiadzie wspomniał, że fani lubią zabawić się na koszt klubu. Tym razem nie miało to miejsca i nawet fikcyjne racowisko zostało powstrzymane, w obawie przed gniewem naszego wodza. Wszyscy z D11 stawiali sprawę jasno - "Ch... z zakazami, hej Legio jesteśmy z wami".
Zagłębie na trybunie obok nas wywiesiło transparent "Wolność celem życia" oraz "Solidarność", do którego dołączyły w drugiej połowie biało-czerwone flagi. Z naszej strony nie zabrakło skandowania hasła "Precz z komuną". Poza tym cały czas staraliśmy się śpiewać na tyle głośno, aby nasz głos odbijał się od przeciwległej trybuny. Bywało różnie, ale i tak wydawało nam się, że spokojnie przebijamy się z dopingiem przez miejscowych. Ci, w związku z niekorzystnym wynikiem, pobudzali się głównie w sytuacjach podbramkowych. Zakończenie meczu było jednak po naszej myśli. Korzym w ostatniej minucie przypieczętował szóstą wygraną Legii i można było powyginać ciało. Na koniec podziękowaliśmy oczywiście lubinianom za przyjęcie nas na swoim stadionie okrzykiem "Dzięki Lubin, dzięki!".
Po meczu w stronę naszego sektora skierowali się zawodnicy. Choć nie podeszli pod sam sektor, to i tak wydawali się cieszyć z naszej obecności. Wspólnie z piłkarzami śpiewaliśmy hit z Wiednia i wyglądało, że i nasi gracze dobrze ogarniają tekst legijnego hiciora. Później, chyba po raz pierwszy, skandowaliśmy nazwisko naszego trenera, Jana Urbana. Trybuny zaczęły szybko pustoszeć, ale my, zgodnie z obietnicą, poczekaliśmy na sektorze jeszcze kilkanaście minut. W tym czasie mieliśmy okazję obserwować przygotowującego się do kolejnego rajdu Formuły 1, słynnego Polaka. "Robert Kubica" - skandowali fani z Warszawy na widok pojazdu, który miał zbierać rozstawiony wokół boiska sprzęt. Gdy natomiast pojawił się mini traktor, szybko zaintonowano dawny przebój grupy Blenders - "Zawsze chciałem mieć takie coś, właśnie po to, by wozić ją".
Kolejny wyjazd z serii zakazanych za nami. Ile jeszcze czasu przyjdzie nam czekać na powrót do normalności? Nowy klub kibica i wyjazdy w stylu angielskim - to na pewno to, na co wszyscy czekamy. Kanapeczka, termos z herbatką, prywatny ochroniarz i służba medyczna w kulturalnym autokarze wypełnionym posłusznymi barankami. Kielce za trzy tygodnie.
Frekwencja: 12 000
Kibiców gości: 350
Flagi gości: 0
Doping Zagłębia: 6
Doping Legii: 7
Autor: Bodziach