Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Piątek, 14 września 2007, godz. 20:00
Ekstraklasa - 7. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 26' Vuković
  • 70' Chinyama
  • 77' Edson
3 (1)
Herb Widzew Łódź Widzew Łódź
  • 35' Kuklis
1 (1)

Sędzia: Zdzisław Bakaluk
Widzów: 11773
Pełen raport
Takesure Chinyama w ten sposób manifestował swoją radość po zdobyciu gola - fot. Piotr Galas

Stracili gola, przedłużyli passę

Legia wygrywa 3-1 w klasyku ligowym z łódzkim Widzewem. Wynik otworzył Vuković, ale jeszcze przed przerwą odpowiedzieli rywale i było 1-1. Po zmianie stron gospodarze przycisnęli i efektem tego były dwie bramki. Rezultat 3-1 mógł cieszyć, ale jeszcze bardziej z pewnością cieszy ostatnie pięć minut meczu. Wtedy to Żyleta ryknęła ogłuszająco i ciarki szły po plecach.

W piątkowy wieczór w pracy maszyny o nazwie Legia pierwszy raz pojawiły się nieprawidłowości. Ich efektem był pierwszy gol stracony przez Wojskowych w tym sezonie. W 34. minucie Piotr Kulkis strzelił precyzyjnie obok słupka i nawet błyskawiczna interwencja Jana Muchy nie zatrzymała piłki. Było 1-1, bo wcześniej wynik spotkania otworzyli legioniści. W 26. minucie z prawej strony boiska dośrodkowywał Edson. W polu karnym Roger fantastycznie uprzedził Bartosza Fabiniaka i skierował piłkę do bramki. Do futbolówki dopadł jeszcze Aleksandar Vuković i tu zaczyna się problem. Trudno bowiem stwierdzić czy Serb dotknął piłki, zanim ta przekroczyła linię bramkową. Problem ten zostawmy jednak piłkarskim statystykom. Najważniejsze bowiem jest to, że Legia prowadziła 1-0. Potem odgryzł się Widzew.

Nieprawidłowości w pracy Legii było tak mało, że nie warto o nich wspominać. Tylko początek meczu i moment straconej bramki mógł budzić wątpliwości. Przez resztę czasu Wojskowi grali mądrze i pewnie dążyli do kolejnych bramek. Z lewej strony cuda z piłką wyczyniał Edson. Brazylijczyk robił z futbolówką, co chciał, a że chciał wiele, to kręcił zawodnikami Widzewa niemiłosiernie. Zagrywał piłkę między nogami łódzkich obrońców. Jego rajdy wzdłuż linii bocznej siały zaś spustoszenie w defensywie gości. Dobry występ ukoronował golem w 77. minucie. Strzałem zza pola karnego dobił Widzew, który stracił nadzieję na wywiezienie choćby jednego punktu z Łazienkowskiej. Najzagorzalsi fani Brazylijczyka, po słabej wiośnie w jego wykonaniu, mają wreszcie powody do zadowolenia.

Wcześniej prowadzenie Legii zapewnił Takesure Chinyama. Napastnik dość przypadkiem przejął piłkę przed polem karnym Widzewa. Ale gdy Takesure jest z piłką w okolicach 16. metra, obrońcy mogą się tylko modlić o jego niecelny strzał. Odebranie piłki napastnikowi rodem z Zimbabwe jest praktycznie niemożliwe. W piątkowy wieczór usiłowało to zrobić dwóch defensorów Widzewa. Napastnik Legii nic sobie jednak z nich nie robił i z uśmiechem na ustach nie dał szans Fabiniakowi. Legia znów prowadziła, a dzieła zniszczenie dokończył wspomniany już Edson.

Mecz z Widzewem wart jest zapamiętania także ze względu na osobę Kamila Grosickiego. Młody pomocnik na dobre wygryzł już ze składu Miroslava Radovića. Serb mógł tylko popatrzeć z ławki rezerwowych, jak jego konkurent mknie prawym skrzydłem. „Grosik” był nie do zatrzymania. Po meczu skromnie zaś przyznał, że nie wszystko wychodziło mu tak, jak chciał. Młody zawodnik nabiegał się tyle, że trener Urban zdjął go w 73. minucie. Jego miejsce zajął „Rado” i także zagrał bardzo dobrze. Szkoleniowiec Legii ma więc twardy orzech do zgryzienia wybierając pomiędzy Grosickim a Radovićem.

„Sam jestem ciekawy, jak zachowa się moja drużyna, gdy stracimy gola” – zastanawiał się Jan Urban, gdy Legia kolekcjonowała mecze bez straconej bramki. W piątkowy wieczór Mucha musiał wyciągać piłkę z siatki. Jednak nie zrobiło to większego wrażenia na legionistach. Ci dalej grali swoje i konsekwentnie dążyli do rozbicia Widzewa. Nic więc dziwnego, że start sezonu 2007/2008 jest najlepszy w 91-letniej historii Legii. Siedem meczów – siedem wygranych. Ósmą będzie można dołożyć w najbliższy piątek w Kielcach.

Autor: Tomek Janus