|
Lubin - Środa, 30 kwietnia 2008, godz. 17:45 Puchar Polski - 1/2 finału |
|
Zagłębie Lubin
|
1 (1) |
|
Legia Warszawa
| 1 (0) |
Sędzia: Jarosław Żyro Widzów: 5000 Pełen raport |
|
Bartłomiej Grzelak w akcji - fot. Mishka |
Jeden mecz do pucharu
Bramkowego remisu w Lubinie potrzebowała Legia, żeby awansować do finału rozgrywek o Puchar Polski. I bramkowy remis w stolicy polskiej miedzi padł. Prowadzenie gospodarzom dał ładny gol Szymona Pawłowskiego z 29. minuty. W 59. minucie po składnej akcji z Miroslavem Radoviciem odpowiedział mu Takesure Chinyama. Pod koniec meczu lubinianie atakowali całą drużyną, ale wszystko na co było ich stać to trafienie w poprzeczkę po uderzeniu Rui Miguela. Finałowym rywalem „wojskowych” będzie Wisła Kraków.
Na spotkanie z Zagłębiem Lubin Jan Urban został zmuszony do kolejnej zmiany ustawienia. W ataku zagrał duet Tekesure Chinyama i Bartłomiej Grzelak. Wystawienie dwóch napastników bardziej niż chęcią wzmocnienia ataku, podyktowane było kłopotami kadrowymi. Trener Legii miał bowiem problem z zebraniem pięciu pomocników. Edson, podobnie jak Ariel Borysiuk, zaczął mecz na ławce rezerwowych. Podwojona siła ognia nie przełożyła się jednak na dominację „wojskowych” na boisku. Mecz z dużym impetem rozpoczęli bowiem gospodarze. Już pierwsze minuty pokazały, że lubinianie podchodzą do pojedynku z Legią bardzo ambitnie.
Pod bramką Jana Muchy początkowo nie było jednak za gorąco. Przez długi czas gospodarze mieli bowiem problem z oddaniem celnego strzału. Ale to oni byli stroną przeważającą. Z zadziwiającą łatwością radzili sobie z defensywą legionistów. A ta choć wystąpiła w praktycznie najmocniejszym ustawieniu, nie wyglądała za dobrze. Szczególne jeżeli chodzi o grających na skrzydłach Tomasza Kiełbowicza i Jakuba Rzeźniczaka. To właśnie flankami sunęły najgroźniejsze akcje miejscowych. Inna sprawa, że gdy „Kiełbik” lub „Rzeźnik” usiłowali odbierać piłkę w środkowej strefie, na asekurację ze strony kolegów nie mogli liczyć.
Słabo prezentował się też atak Legii. Chinyama miał problemy z dograniem dokładnej piłki do Grzelaka, choć ten stał kilka metrów od niego. Jednak to i tak nic w porównaniu z „Grzelem”, który miał jeszcze większe kłopoty. W 35. minucie napastnik Legii wyskoczył zza pleców obrońców i ruszył sprintem do bezpańskiej piłki. Do futbolówki wystartował także bramkarz Aleksander Ptak. Choć legionista miał bliżej do piłki, to szybszy był golkiper gospodarzy. Podobnie było pod koniec pierwszej połowy, gdy Grzelak mógł wpisać się na listę strzelców. I znów szybszy od niego był rywal. Bo lubinianie na tle legionistów sprawiali wrażenie szybszych przynajmniej o jedno tempo. Tak było i w 29. minucie, gdy obrońcom urwał się Szymon Pawłowski i mocnym strzałem nie dał szans bramkarzowi Legii. Wcześniej prowadzenie legionistom mógł dać Roger. Precyzyjne i mocne uderzenie z rzutu wolnego na rzut rożny sparował jednak Ptak. Po pierwszej połowie bliżsi występu w finale Pucharu Polski byli więc gospodarze.
Urban widząc co dzieje się na murawie, zaczął dokonywać roszad. Po przerwie na boisku nie pojawili się już strzelec dwóch goli w niedzielnym meczu z Wisłą Kraków Maciej Rybus oraz Jakub Rzeźniczak. Ich miejsce zajęli odpowiednio Edson i Wojciech Szala. Trener Legii musiał też powiedzieć kilka ostrych słów swoim zawodnikom, bo w drugiej połowie mecz się wyrównał. Legioniści wreszcie zaczęli grać z lubinianami jak równy z równym. Szansę na doprowadzenie do remisu miał Grzelak. Ponownie górą z pojedynku z nim wyszedł jednak Ptak. Chwilę później mogło sprawdzić się stare piłkarskie porzekadło, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Sam przed Muchą znalazł się Michał Chałbiński. Tylko desperackie rzucenie się Muchy rywalowi pod nogi uchroniło Legię od straty drugiej bramki.
W 59. minucie zamiast 2-0 było 1-1. Wtedy to Legia wreszcie rozegrała składną akcję. Piłkę przed polem karnym dostał Chinyama. Rozejrzał się i odegrał futbolówkę na prawo do Miroslava Radovicia. Ten oddał ją do wbiegającego przed bramkę „Tejkszura” i Ptakowi nie pozostało nic innego, jak wyciągać piłkę z siatki. W tym momencie w finale Pucharu Polski była Legia. Ale gospodarze nie zamierzali poddać się bez walki. Na murawie pojawił się Piotr Włodarzyk, a zadowoleni z wyniku legioniści zaczęli zwalniać grę i odliczać minuty, które pozostały do ostatniego gwizdka. Ataki Zagłębia spowodowały, że napastnicy „wojskowych” zaczęli mieć więcej swobody. Do dobrych sytuacji zaczął dochodzić Chinyama. Strzelec wyrównującego gola wdawał się jednak w niepotrzebne dryblingi, zamiast strzelić bramkę, która przesądziłaby sprawę awansu.
Końcówka to zmasowane ataki lubinian. Piłka lądowała nawet na poprzeczce, ale Mucha nie skapitulował. Mecz zakończył się remisem 1-1 i w finale o Puchar Polski z Wisłą Kraków będzie biła się Legia.
Autor: Tomek Janus