Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Białystok - Środa, 7 maja 2008, godz. 19:00
Ekstraklasa - 29. kolejka
Herb Jagiellonia Białystok Jagiellonia Białystok
  • 27' Sobociński
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 11' Grzelak
  • 90+1' Roger (k)
2 (1)

Sędzia: Mariusz Żak
Widzów: 10000
Pełen raport
Fragment meczu Jagiellonia - Legia, w ataku wojskowi - fot. Mishka

Wicemistrzostwo coraz blizej

"Wciąż walczymy o drugie miejsce w tabeli i do Białegostoku jedziemy po wygraną" - zapowiadał przed meczem Jan Urban. I choć łatwo nie było, to po emocjonującej końcówce trzy punkty powędrowały do Warszawy. Do 90. minuty utrzymywał się remis po golach Bartłomieja Grzelaka i Remigiusza Sobocińskiego. Bramkę dającą wygraną z rzutu karnego w doliczonym czasie gry strzelił Roger.

Tym razem Jan Urban wystawił najsilniejszy skład jakim dysponował. Na murawie pojawił się nawet Aleksandar Vuković, którego występ stał pod znakiem zapytania. I już pierwsze minuty pokazały, że Legia gra zdecydowanie lepiej niż przeciwko Ruchowi Chorzów. Gospodarze zostali zepchnięci do obrony i mieli problemy z odpieraniem ataków "wojskowych". Udawało się to im do 11. minuty. Wtedy ze środka pola dobrym podaniem popisał się "Vuko". Piłkę głową na prawe skrzydło odegrał Takesure Chinyama. Tam był już Bartłomiej Grzelak, który wpadł w poler karne. Sprytnym zwodem oszukał obrońcę Jagiellonii i płaskim strzałem w długi róg nie dał najmniejszych szans Jackowi Banaszyńskiemu.

Po doskonałym początku legioniści poszli za ciosem. Nie minęło 180 sekund i Grzelak po raz drugi mógł wpisać się na listę strzelców. Tym razem dośrodkowywał Miroslav Radović. Z trudnej pozycji "Grzelu" uderzył jednak minimalnie obok słupka. I gdy wydawało się, że piłkarze Jana Urbana zdominują cały mecz, katastrofalny błąd popełnił Dickson Choto. Obrońca Legii nie zdążył ze wślizgiem i piłkę na prawym skrzydle przejął Vuk Sotirović. Precyzyjne dośrodkowanie przed bramkę Legii i Remigiusz Sobociński nie miał problemów z pokonaniem Jana Muchy.

Wyrównująca bramka podłamała skrzydła legionistom. Do głosu coraz częściej zaczęli dochodzić gospodarze. Ale i "wojskowi" nie zamierzali zadowolić się jednym punktem. Z półobrotu strzelał Chinyama, ale jego uderzenie nie trafiło w światło bramki. W odpowiedzi minimalnie obok słupka przymierzył Marek Wasiluk. Mecz stał się bardzo wyrównany, a obie strony akcje rywali zaczęły przerywać kolejnymi faulami. Do przerwy zmiany wyniku jednak nie było.

W drugiej połowie tempo meczu osłabło. Choć żadna ze stron nie złożyła broni, to gra koncentrowała się w środkowej strefie boiska. Przez pierwsze 20 minut po przerwie piłkarze oddali zaledwie trzy strzały na bramkę. Co więcej wszystkie uderzenia były autorstwem legionistów. Dobrą partię na prawym skrzydle rozgrywał Radović. Tym razem Serb przypomniał sobie, jak grać w piłkę. Zamiast przewracać się, jak ma to w swoim zwyczaju, z dużą łatwością mijał rywali. Szkopuł w tym, że partnerzy nie potrafili wykorzystać jego podań. Na lewej flance gorszy nie chciał być Maciej Rybus. Choć młody zawodnik szarpał ile mógł, to widać, że ostatnie mecze mocno go zmęczyły.

W ostatnich minutach do głosu coraz częściej zaczęła dochodzić Jagiellonia. Jan Urban widząc co się dzieje, wprowadził do gry Wojciecha Szalę. Trochę to jednak zastanawiające, że Legia walcząc o wicemistrzostwo Polski, broni remisu w meczu z drużyną, która przegrała ostatnie siedem spotkań. Na szczęście dla legionistów, "Jaga" pokazała, że nieprzypadkowo zanotowała tak mało prestiżowa serię. Jedyne czego gospodarzom nie można odmówić w końcówce spotkania to ambicja. Ale sama ambicja do strzelenia gola nie wystarcza. Potrzebne są jeszcze umiejętności, a tych Jagiellonia miała zbyt mało.

I gdy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, w polu karnym padł Grzelak. Sędzia nie miał wątpliwości, że Banaszyński faulował legionistę. Bramkarz Jagiellonii zobaczył drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Między słupki powędrował Radosław Kałużny. Roger nie dał mu najmniejszych szans i wygrana Legii stała się faktem.

Autor: Tomek Janus