Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Niedziela, 26 października 2008, godz. 17:00
Ekstraklasa - 10. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 39' Grzelak
  • 67' Chinyama
2 (1)
Herb Wisła Kraków Wisła Kraków
  • 34' Brożek
1 (1)

Sędzia: Robert Małek
Widzów: 10000
Pełen raport
W ten sposób Takesure Chinyama zdobył zwycięską bramkę! - fot. Mishka

Legia znowu górą! Mucha cichym bohaterem

Po bardzo emocjonującym spotkaniu, w którym obydwie drużyny postawiły na atak, Legia pokonała Wisłę 2-1. Prowadzenie w meczu w 34. minucie objęli goście za sprawą Pawła Brożka. Długo jednak fani Legii nie musieli czekać na odpowiedź, bo już pięć minut później po indywidualnej akcji wyrównał Grzelak. Po zmianie stron Pawełka po raz drugi pokonał Chinyama, po bardzo dobrej asyście Grzelaka. Niewątpliwie cichym bohaterem meczu został Jan Mucha, który czterokrotnie w fantastyczny sposób powstrzymał napastników Białej Gwiazdy.

Choć przed meczem Jan Urban zapowiadał, że obie strony znają się bardzo dobrze i trudno czymkolwiek zaskoczyć rywala, to sam przygotował dla Macieja Skorży niespodziankę. W wyjściowym składzie znalazł się zarówno Takesure Chinyama, jak i Bartłomiej Grzelak. Co prawda szkoleniowiec Legii Grzelaka ustawił nieco z tyłu, ale i tak wiadomo było, że będzie go ciągnęło do przodu. I faktycznie obie strony szybko ruszyły do ataków. Tylko, że ich zapędy kończyły się najczęściej daleko od bramki rywala.

Z czasem lekką przewagę zaczęła zyskiwać Wisła. Udokumentowała ją w 34. minucie. Dobre podanie Tomasza Jirsaka i Paweł Brożek nie miał problemów z pokonaniem Jana Muchy. Gola pewnie by nie było, gdyby Inaki Astiz nie poślizgnął się na murawie. Ale była to jedyna chwila radości wiślaków, którą dane było im przezywać w niedzielny wieczór na Łazienkowskiej. Cała pula radości została bowiem przeznaczona dla legionistów.

W 39. minucie trybuny eksplodowały po raz pierwszy. Doskonałym podaniem został obsłużony Grzelak. Napastnik Legii musiał jednak stoczyć iście zapaśniczy bój z Cleberem, żeby nie stracić piłki. Jednak „Grzelu” nie dał się przepchnąć defensorowi Wisły i pewnym strzałem pokonał Mariusza Pawełka. 1-1, a Grzelak pomknął radować się pod „Żyletę”.

Wisła nie byłaby jednak sobą, gdyby zaczęła bronić remisu. Tylko, że Legia miała w swoim składzie Jana Muchę. A ten w niedzielny wieczór wyczyniał w bramce istne cuda. Wychodził obronną ręką nawet z najbardziej nieprawdopodobnych opresji. Z pomocą przyszedł mu nawet słupek, ale wiadomo – szczęście sprzyja lepszym. Na nic zdały się więc efektowne nożyce Pawła Brożka czy strzały Andrzeja Niedzielana z najbliższej odległości. Mucha był po prostu bohaterem Legii, który dał jej zwycięstwo. Wcześniej dał bowiem znać o sobie inny bohater niedzielnego wieczoru.

Był nim Grzelak, który tak wyłożył piłkę do Chinyamy, że temu nie pozostało nic innego jak dołożyć nogę i dać Legii wygraną. „Tejkszur” był jednak tylko tym, który zwieńczył koronkową akcję całej drużyny. Najpierw Tomasz Kiełbowicz podał do Jakuba Wawrzyniaka. Ten dobrze przepchnął się z obrońcą i podał do wpadającego w pole karne Grzelaka. „Grzelu” w poprzek bramki i Chinyama chwilę później mógł oddać się swojemu szalonemu tańcowi.

Legia pokonała Wisłę i wyprzedziła ją w tabeli. Ta wygrana była „wojskowym” bardzo potrzebna. Porażka oznaczałaby stratę aż pięciu oczek do krakowian. A tak walka o tytuł mistrza Polski ciągle jest otwarta i trudno wskazać w niej faworyta. Trzeba więc dalej grać w każdym meczu o wygraną i nie oglądać się na poczynania innych.

Autor: Tomek Janus