|
Bełchatów - Wtorek, 11 listopada 2008, godz. 19:30 Ekstraklasa - 13. kolejka |
|
GKS Bełchatów
|
1 (1) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Jarosław Żyro Widzów: 4100 Pełen raport |
|
Miroslav Radović zupełnie nie radził sobie w meczu z GKS-em - fot. Mishka |
Druga porażka z rzędu
Dzisiejszy mecz w Bełchatowie pokazał, że porażka w Bytomiu nie była przypadkiem. Legioniści po raz kolejny zagrali bez pomysłu, szczególnie w ofensywie. Pięknego gola strzelił Łukasz Garguła z rzutu wolnego. W bliźniaczo podobnej sytuacji Maciej Iwański minimalnie chybił i trzy oczka pozostały w Bełchatowie. Długi weekend okazał się więc tragiczny dla legionistów, którzy w dwóch spotkaniach zdobyli zero punktów i na dobre oddali pozycję lidera.
Do Bełchatowa Legia przyjechała w nieco przetrzebionym składzie. Przede wszystkim zabrakło Dicksona Choto. Jego miejsce zajął powracający do gry Pance Kumbev. W wyjściowej jedenastce Jan Urban znalazł także miejsce dla Aleksandara Vukovicia. Początkowe minuty meczu zdawały się pokazywać, że legioniści będę chcieli bardzo szybko odrobić punkty, które stracili w Bytomiu. Jednak ich akcje nie przynosiły zbyt wielkiego zagrożenia pod bramką Krzysztofa Kozika. Zresztą większość akcji Legii kończyła się w najlepszym wypadku na 16. metrze od bramki bełchatowskiego golkipera.
Tam ustawiona była zapora defensywy Bełchatowa. Przekroczenie jej we wtorkowy wieczór było dla legionistów misją niemożliwą do wykonania. Mnożyły się więc strzały z daleka, ale ich celność lepiej pominąć milczeniem. Dość powiedzieć, że w pierwszej połowie Kozik tylko raz został zmuszony do wysiłku. Pod koniec pierwszej połowie precyzyjnie z rzutu wolnego uderzał Maciej Iwański. Niestety strzał był za lekki i nie dał Legii remisowej bramki. Remisowej, bo kilka chwil wcześniej mocno i precyzyjnie przymierzył Garguła. Choć Jan Mucha wyciągnął się jak długi, nie sięgnął piłki i gospodarze prowadzili 1-0.
W poprzednim sezonie to Legia wyszła na prowadzenie, by w dramatycznych okolicznościach uratować remis w Bełchatowie. Ale w dniu odzyskania niepodległości nerwowej końcówki nie było. Legioniści nie mieli po prostu jakiegokolwiek pomysłu na przeprowadzenie akcji, która dałaby im przynajmniej remis. Szczyt nieskuteczności osiągnął Chinyama, który w niczym nie przypomina zawodnika sprzed zaledwie kilku meczów. W 82. minucie meczu po kiksie Tomasza Jarzębowskiego „Tejkszur” dostał piłkę i miał przed sobą tylko Kozika. Ale napastnik Legii uderzył na tyle słabo, że bramkarz Bełchatowa nie miał żadnych problemów z obroną strzału.
Losy meczu próbował jeszcze odwrócić Iwański, który znów uderzał z rzutu wolnego. Strzelał z tego samego miejsca co Garguła. Niestety jego uderzenie było minimalnie niecelne i remisu nie było. Jeszcze tylko waleczny Piotr Rocki trafił w światło bramki i druga z rzędu porażka stała się faktem.
Ostatnie dwa mecze w wykonaniu legionistów to wielka zagadka. Bo chyba nikt nie wie dlaczego drużyna, która ogrywa Wisłę Kraków, rozbija Lechię Gdańsk i zajmuje fotel lidera z dnia na dzień traci formę. Rozwiązanie tej zagadki jest obecnie priorytetem dla Urbana. I rozwiązanie powinno się pojawić jak najszybciej. Bo po kolejnych dwóch spotkaniach może być już za późno nie tylko do walki o mistrza, ale nawet o europejskie puchary.
Autor: Tomek Janus