Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Sobota, 22 kwietnia 2006, godz. 20:30
Ekstraklasa - 26. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 63' Roger
1 (0)
Herb Zagłębie Lubin Zagłębie Lubin
    0 (0)

    Sędzia: Piotr Siedlecki (Szczecin)
    Widzów: 12000
    Pełen raport
    Twarda walka do końca Sebastiana Szałachowskiego dała Legii 3 punkty!

    7 punktów... z czerwoną kartką w tle

    Po zaciętym i emocjonującym spotkaniu Wojskowi umocnili się na pozycji lidera. Choć od 53. minuty Legia grała w osłabieniu, gdyż z boiska usunięty został Moussa Ouattara, trzy punkty pozostały w stolicy. Wszystko dzięki Rogerowi Guerreiro, który wykorzystał podanie Sebastiana Szałachowskiego i dał Wojskowym zwycięstwo. Tym samym Legia Warszawa na cztery kolejki przed końcem rozgrywek ma już siedem punktów przewagi nad drugą w tabeli Wisłą Kraków.

    Kluczowy moment spotkania miał miejsce osiem minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Wtedy to drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Ouattara. Przez blisko czterdzieści minut dziesięciu legionistów musiało grać przeciwko jedenastu piłkarzom Zagłębia. Nie zapowiadało to niczego dobrego, gdyż nawet grając w pełnym składzie, Wojskowi nie potrafili znaleźć recepty na Mariusza Liberdę. W pierwszej połowie gracze miedziowej jedenastki zacieśnili środek pola. Efektem tego było przejęcie przez nich inicjatywy w środkowej strefie boiska. Legioniści nie zwykli jednak pozwalać przeciwnikowi na dyktowanie warunków i z pasją atakowali bramkę gości. Niestety ataki skrzydłami nie przynosiły efektów. Dośrodkowania Rogera Guerreiro, Tomasza Kiełbowicza i Marcina Burkhardta były płaskie i padały łupem obrońców Zagłębia. Nie skutkowały też próby rozegrania piłki z pominięciem drugiej linii. Natomiast wszelkie próby ataków ze strony gości rozbijały się o obronę Legii. Do przerwy było więc 0-0.

    Wynik ten nie mógł zadowalać legionistów, którzy mieli przed sobą dużą szansę na odskoczenie Wiśle na siedem punktów. Przed piłkarzami było jednak jeszcze 45 minut i 12000 widzów liczyło, że w końcu zobaczy bramki. Aż przyszła feralna 53 minuta. Trener Dariusz Wdowczyk właśnie szykował się do przeprowadzenia dwóch zmian. Na boisku mieli pojawić się Marcin Klatt i Aleksandar Vuković. Gdy z boiska sędzia usunął "Predatora", plany "Wdowca" zostały pokrzyżowane. Trener postanowił desygnować do gry jedynie "Vuko". Paradoksalnie czerwona kartka podziałała mobilizująco na Wojskowych. Zamiast się bronić, Legia zaczęła atakować. Minęło dziesięć minut gry w osłabieniu i po stadionie niosło się gromkie "Mistrz, mistrz, Legia mistrz!". Wszystko za sprawą Rogera, który pokonał Liberdę. Wcześniej lewym skrzydłem przedarł się Szałachowski. Dobiegł do końcowej linii, wymanewrował obrońcę Zagłębia i wyłożył piłkę Brazylijczykowi. Chwilę potem piłka załopotała w siatce, a strzelec pobiegł cieszyć się razem z kibicami z "Żylety". Upragniona bramka wreszcie padła. Wdowczyk postanowił w tym momencie bronić prowadzenia, dlatego też wzmocnił wyszczerbioną obronę, wprowadzając na murawę Jakuba Rzeźniczaka. Jednak Zagłębie ani myślało oddać Wojskowym trzy punkty za darmo. Franciszek Smuda szalał przy linii bocznej niczym w amoku, zachęcając swoich zawodników do ataku. Opatrzność czuwała jednak nad dziesięcioma piłkarzami z "eLką" na piersi. Inna sprawa, że Wojskowi dostroili się do znakomitego dopingu fanów i sami nie dali zrobić sobie krzywdy. Piękną partię rozgrywał Łukasz Surma. Na prawym skrzydle szalał Wojciech Szala, który co i rusz zapędzał się do ataku. Jeszcze tylko sędzia przedłużył spotkanie o cztery minuty, czym wystawił nerwy kibiców Legii na dużą próbę, i dziewiąte zwycięstwo z rzędu stało się faktem. O tym jak ciężko było je osiągnąć, niech świadczy sytuacja, która miała miejsce po ostatnim gwizdku. Surma padł na murawę i przez dłuższą chwilę był opatrywany przez lekarza. Jedno słowo – kapitan.

    Legia pokazała, że w tym sezonie zasługuje na mistrzostwo jak nikt inny. Nawet grając w osłabieniu pokonała ambitnie walczące Zagłębie. Dziewięć zwycięstw z rzędu musi robić wrażenie. I tylko szkoda, że w Kielcach nie zagra Ouattara. Bez niego obrona Legii będzie miała trudne zadanie do wykonania. Trudne, ale wykonalne. Czy w sobotni wieczór do naszych drzwi zapuka Mistrz Polski 2006? Może i tak. Nie mówmy jednak tego zbyt głośno, bo jeszcze się stremuje i ucieknie.

    Autor: Tomek Janus