Relacja z trybun: Wie(L)kie racowisko
Mecze Legii z Widzewem kiedyś były piłkarskim klasykiem, dziś pozostały nim jedynie pod względem kibicowskim. Mimo wszystko, spotkania obu drużyn cieszą się olbrzymim zainteresowaniem nie tylko w Warszawie i Łodzi, ale i całej kibolskiej Polsce. Niestety niedzielny mecz z RTS-em ostatecznie był teatrem jednego aktora, bowiem widzewiacy zdecydowali się nie wchodzić na trybuny, kiedy kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu nakazano im rozkręcenie bębnów...
Spotkanie Legii z Widzewem odbywało się kilka dni po ciekawym pucharowym czwartku, kiedy obie ekipy spotkały się w drodze RTS-u z Zielonej Góry i legionistów do Legnicy. Łódzka propaganda znana jest doskonale od lat, ale ta dotycząca czwartkowych wydarzeń, kiedy "czerwona armia" wpier... potrafi ocenić jako "remis" to już szczyt hipokryzji. Podobno widzewiacy do tej pory utrzymują, że w niedzielnym meczu na boisku też wygrali.
Bilety na mecz, po obu stronach, wyprzedane zostały bardzo szybko, co chyba dziwić nikogo nie może. Widzewiacy wyruszyli do Warszawy pociągiem specjalnym i następnie dostali przetransportowani pod "klatkę" autobusami. Kiedy na sektor weszło około stu osób, wpuszczanie zostało przerwane, chociaż przygotowana przez RTS oprawa (sektorówka, flagi na kijach i inne elementy) przeszła, podobnie jak widzewskie oflagowanie. Przyjezdnym nakazano jednak rozkręcenie bębnów, na co ci nie przystali. Kiedy wspomniana setka fanów gości kierowała się do wyjścia, z Żylety niosło się "Hej k..., wpuśćcie kibiców!", co skandowane było jeszcze kilkakrotnie - również w trakcie pierwszej połowy. Niestety na nic to się zdało. Widzew nie odpuścił i na stadion nie wszedł. Twierdząc, że w takim tempie, nie zdołają w całości wejść na trybuny przed końcowym gwizdkiem. Przed przerwą goście byli już w drodze na dworzec Warszawa Gdańska, skąd odjechali w stronę Łodzi.
Jedno jest pewne - skandalem jest zachowanie warszawskiej policji, która rzekomo zabezpiecza transport kibiców gości z dworca na stadion. Widzew to kolejna ekipa, która była gazowana w drodze na stadion, a psiarnia nadużywa swojej władzy na każdym kroku, wyładowując swoją życiową nieporadność na kibicach.
Mecze z największym wrogiem, bez udziału jego kibiców, tracą wiele, co potwierdziło niedzielne spotkanie, które odbywało się bez bluzgów pod adresem łodzian. Naprawdę trudno to sobie wyobrazić, tym bardziej mając w pamięci nasze ostatnie zagraniczne wyjazdy do "Ziemi Świętej", podczas których bluzgoteka była motywem przewodnim, szczególnie po kilkuletniej przerwie. Zapewne i tym razem uprzejmości miałyby miejsce regularnie, ale okoliczności było nieco inne i trudne do przewidzenia. "Staruch" jednoznacznie poinformował wszystkich, że wszelkie uprzejmości będą miały miejsce dopiero, gdy Widzew zasiądzie w sektorze gości. W związku z powyższym, jedyne bluzgi jakie tego wieczora pojawiły się na trybunach, miały miejsce przed meczem (kiedy nikt nie spodziewał się, że łodzianie nie wejdą), a także po jego zakończeniu.
Zgodnie z apelem Nieznanych Sprawców fani Legii przybyli na stadion ze sporym wyprzedzeniem. To sprawiło, że 2,5 godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego, tłumy przy wejściach na trybunę północną były olbrzymie. Wszyscy przybyli ze sporym zapasem uniknęli problemów z dojazdem, które na pewno mógł przysporzyć koncert, odbywający się o tej samej porze na Torwarze. Przed meczem miał miejsce drugi z kolei pokaz świetlny na naszym stadionie (z wystrzelanymi fajerwerkami) - tym razem motywem przewodnim było hasło "Za święte barwy Twe", związane z prezentacją nowej koszulki meczowej, w której piłkarze Legii wystąpili przeciwko Widzewowi.
Stadion żył już grubo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. W trakcie rozgrzewki legioniści regularnie "pozdrawiali" golkipera gości, Łukasza Gikiewicza, któremu życzono wszystkiego nie najlepszego. Już dawno rozgrzewka nie wzbudzała takiego zainteresowania i emocji. Stadion kipiał. Niesamowite wrażenie robiła nabita do granic możliwości Żyleta, podobnie jak i trybuna Deyny, gdzie trudno byłoby wetknąć szpilkę. Wszyscy głośnym śpiewem od pierwszej minuty starali się ponieść naszych piłkarzy do wygranej. Najdonioślej w pierwszej połowie wykonywana była pieśń "Do boju Legio marsz, zwycięstwo czeka nas...". Kilkukrotnie fanatycy z Żylety zachęcali do wspólnych śpiewów i tańców fanów zasiadających na innych trybunach.
Po kilkunastu minutach gry miał miejsce moment, który zapamiętany zostanie na lata. Są takie wydarzenia w ruchu kibicowskim, których zwyczajnie zapomnieć się nie da, nawet po parudziesięciu latach. I tak będzie z racowiskiem, które tego wieczora zaprezentowali ultrasi Legii. Po głośnym odliczaniu całego stadionu, na dwóch trybunach (Żylecie i Deyny) zapłonęło jednocześnie 900 rac! Widok kosmiczny! Zadymienie murawy było nieuniknione, w związku z czym mecz został na kilka minut przerwany.
Pod względem piłkarskim, tak jak w pierwszych fragmentach meczu z GKS-em, gra naszych zawodników nie wyglądała najlepiej. Ale w końcu Bartek Kapustka 10 minut przed przerwą zdobył bramkę, a cały stadion eksplodował. Nasza radość nie trwała zbyt długo, bo niespełna pięć minut później goście wyrównali. Robiliśmy wszystko, by nie miało to negatywnego wpływu na poziom decybeli. Do przerwy utrzymywał się jednak remis, który z pewnością nie zadowalał nikogo, szczególnie wobec porażki Lecha z Puszczą i szansy na odrobienie straty do lidera.
W przerwie meczów wiele osób udaje się do cateringu, na papierosa, czy do toalety. Tym razem Żyleta została na swoich miejscach. By uczcić minutą ciszy pamięć wspaniałej dziewczyny - legionistki, która zdecydowanie zbyt wcześnie od nas odeszła. W przerwie właśnie miała miejsce minuta ciszy ku pamięci Aśki z Krewkich Legionistów, którą z pewnością kojarzy wielu z Was - czy to trybun przy Ł3, wyjazdów, czy licznych akcji Krewkich... W narożniku, w którym zasiadają Krewcy Legioniści rozciągnięty został transparent "Ś.P. Asia", a po chwili skandowano "Hej Michał jesteśmy z Tobą!".
Kiedy zdołaliśmy otrzeć łzy z oczu, na murawie w towarzystwie "Jurasa" pojawił się Arek Wrzosek i zapowiedział swój występ na gali KSW w Gliwicach (16 listopada), gdzie wystąpi w miejsce Mariusza Pudzianowskiego. Żyleta, po przemowie Arka, skandowała głośno "Arek Wrzosek!" oraz "Warsaw Fans Hooligans". Plany na przerwę reprezentacyjną są w związku z powyższym chyba wszystkim znane.
Wierzyliśmy, że w drugiej połowie uda się zdobyć zwycięską bramkę. Doping stał na bardzo przyzwoitym, równym poziomie. Choć po raz kolejny podkreślmy, na pewno brakowało obecności odwiecznych wrogów w sektorze gości, bo to zawsze nakręca jeszcze bardziej. Legioniści atakowali, ale nic z tego nie wynikało, z kolei goście z rzutu wolnego byli bardzo bliscy zdobycia drugiego gola. Od 80. minuty ruszyliśmy z pieśnią "Nie poddawaj się...". Ta brzmiała bardzo donośnie i w końcu po kilku minutach udało się strzelić bramkę! Ależ była radość połączona nieco z niedowierzaniem, bowiem gol został zdobyty po dobitce bardzo słabego strzału Celhaki. Choć serce i dusza radowały się, to była obawa, czy przypadkiem strzelec bramki nie był na spalonym - jako że wszystko działo się pod trybuną południową, wątpliwości były jeszcze większe. Ale kiedy poszedł przekaz do arbitra, że bramka została zdobyta prawidłowo, z pełną mocą odpowiedzieliśmy na pytanie o nazwisko strzelca bramki, a następnie przeprowadziliśmy tradycyjny dialog o wyniku meczu. Na koniec cały stadion śpiewał przez parę minut "Gdybym jeszcze raz..." i mogliśmy świętować kolejną wygraną z RTS-em na naszym stadionie.
Przy okazji warto dodać, że przez 90 minut na Żylecie powiewały duże flagi na kijach. Przypominamy, że cały czas można zamawiać koszulki-cegiełki, z których cały zysk zostanie przeznaczony na renowację naszych pięknych sztycówek.
"Bo Warszawa jest od tego, aby bawić się na całego" - śpiewali kibice po meczu. Następnie miały miejsce wspólne śpiewy z piłkarzami, którym przekazano plan na kolejny weekend - "W Poznaniu tylko zwycięstwo!". Zanim jednak ruszymy w stronę Wielkopolski, w najbliższy czwartek czeka nas mecz Ligi Konferencji z Dynamem Mińsk. Pamiętajcie, że mało atrakcyjny przeciwnik to akurat żadna wymówka by nie pojawiać się na stadionie. Fakt, że klub mocno przesadził z cenami biletów - szczególnie na trybunę Deyny, co to może przede wszystkim mieć negatywny wpływ na frekwencję... ale nie zapeszajmy.
P.S. Na Żylecie wywieszony został transparent "Maniek, Ciuciu PDW".
Frekwencja: 26 236
Kibiców gości: ok. 1750 (pod stadionem)
Autor: Bodziach
Legia Warszawa 2-1 Widzew Łódź - Mishka / 85 zdjęć
Legia Warszawa 2-1 Widzew Łódź - Piotr Galas / 115 zdjęć
Legia Warszawa 2-1 Widzew Łódź - Maciek Gronau / 82 zdjęcia
Legia Warszawa 2-1 Widzew Łódź - Michał Wyszyński / SKLW / 45 zdjęć